Zemsta Joyce'a - relacja meczu Energa Czarni Słupsk - Anwil Włocławek

Anwil Włocławek wywiózł dwa punkty z Hali Gryfia i obecnie może pochwalić się bilansem 8-1. Gospodarze niedzielnego starcia, drużyna Energi Czarnych Słupsk prowadziła prawie całe spotkanie, lecz kluczowe akcje wykonywali włocławianie, a przede wszystkim Dru Joyce. Amerykanin, który jeszcze przed tygodniem bronił barw słupskiego zespołu, na trzy sekundy przed końcem meczu wykonał akcję dwa plus jeden i przesądził o zwycięstwie Anwilu.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Do końca niedzielnego starcia pomiędzy Energą Czarnymi Słupsk a Anwilem Włocławek pozostawało tylko około pół minuty, gdy nowy rozgrywający słupszczan, Tyrone Brazelton próbował oddać rzut, lecz został zablokowany, a po chwili gospodarze popełniają stratę. Akcję rozpoczęli więc goście, przegrywając 70:71. Niechciany w Słupsku Dru Joyce, a od tygodnia nowy nabytek Anwilu, długo kozłował piłkę na połowie boiska, po czym wbił się na kosz i pomimo obecności dwóch obrońców, zdobył punkty będąc jeszcze faulowanym. Następnie dodał celny rzut wolny, a próba gospodarzy z połowy boiska okazała się nieudana. Joyce dokonał zemsty na swoim byłym klubie!

- To był kawał dobrej koszykówki na naprawdę wysokim poziomie, dlatego cieszymy się, że w końcówce szczęście uśmiechnęło się do nas i wyjeżdżamy ze Słupska zabierając dwa punkty ze sobą - komentował na konferencji prasowej trener Igor Griszczuk, a wtórował mu jego vis-a-vis na ławce drużyny gospodarzy, Igors Miglinieks. - Oglądaliśmy ciekawy mecz, który stał na wysokim poziomie. Szkoda, że przegrany prze nas - żałował łotewski szkoleniowiec.

Przed pierwszym gwizdkiem można było mieć jednak wątpliwości, czy spotkanie 9. kolejki PLK rzeczywiście będzie trzymało w napięciu do ostatnich minut. Wszak gospodarze przystępowali do starcia bez swojego podstawowego koszykarza podkoszowego, Chrisa Danielsa, a skutki anginy ropnej z pewnością odczuwał wspomniany Brazelton. Włocławianie natomiast przyjechali na Pomorze bez pierwszopiątkowego rozgrywającego, czyli Krzysztofa Szubargi.

Już jednak pierwsze minuty tego pojedynku zwiastowały emocje. Najpierw na kilkupunktowe prowadzenie wyszedł Anwilu, by za chwilę oddać pole do popisu gospodarzom, z czego ci skwapliwie skorzystali. Obie drużyny grały momentami imponująco, by za chwilę kompletnie nie radzić sobie z wyreżyserowaniem pojedynczych akcji. Wśród graczy miejscowych podobać się mogła dwójka Alex Harris - Ronald Clark (do przerwy do spółki 20 punktów) , którzy często decydowali się na rzuty z półdystansu, a nowej publiczności bardzo chciał z jak najlepszej strony pokazać się Brazelton, który do niedawna bronił barw Asseco Prokomu Gdynia. W obozie przyjezdnych szalał natomiast Rashard Sullivan (13 oczek i pięć zbiórek), na którego podniebne loty gospodarze nie byli w stanie znaleźć recepty.

Czarni świetnie rozpoczęli drugą połowę, wychodząc na prowadzenie 37:30, gdyż pięć oczek z rzędu zdobył Marcin Sroka. Polski skrzydłowy póki co prezentuje się w tym sezonie poniżej oczekiwań, ale przeciwko swojemu byłemu klubowi sprawiał wrażenie bardzo zmotywowanego i zakończył mecz z dorobkiem 15 punktów. Swoje skoki adrenaliny przypłacił jednak w pewnym momencie faulem technicznym za kopnięcie w baner reklamowy po jednej z decyzji sędziów. Dzięki temu Anwil szybko doszedł rywala i po kilku udanych akcjach nieźle odnajdującego się w roli rozgrywającego Kamila Chanas (13 oczek w całym meczu), wyszedł na prowadzenie 45:44. Od tego momentu rozpoczęła się walka kosz za kosz i żadna z drużyn nie potrafiła zwiększyć swojego prowadzenia.

Udało się to dopiero gospodarzom, którzy na cztery minuty przed końcem zdobyli sześć oczek przewagi i wygrywali 64:58. - Wierzyliśmy w to, że możemy zakończyć ten mecz pomyślnie i byliśmy tego bardzo blisko - wspominał Miglinieks, lecz w końcówce jego podopieczni zapomnieli o Andrzeju Plucie. Doświadczony gracz długo pozostawał bezbarwny, lecz kiedy przyszło do oddawania najważniejszych rzutów, bez wahania brał odpowiedzialność w swoje ręce. W ten sposób trafił z ósmego metra przy asekuracji Clarka, po chwili skopiował swój wyczyn pomimo obecności Mantasa Cesnauskisa a następnie dorzucił dwa wolne i Anwil przegrywał tylko 71:70.

Końcówka spotkania pokazała jednak, że los lubi płatać figle. Nowo pozyskany rozgrywający Energi Czarnych, dla którego mecz ten miał być przywitaniem ze słupską publicznością popełnił błąd, a niechciany na Pomorzu Joyce (11 punktów i siedem asyst) z wyrazem sportowej złości a po chwil uśmiechem na ustach zapewnił Anwilowi ósmą wygraną w sezonie. - Po pierwszej połowie wierzyliśmy, że druga będzie dla nas. Liczyliśmy, że pokażemy na co nas stać i że to my będziemy oddawać decydujące rzuty oraz wyciągać decydujące piłki w obronie. Wolę walki przełożyliśmy na dwa punkty - skomentował ten pojedynek Andrzej Pluta, autor 15 oczek.

Energa Czarni Słupsk - Anwil Włocławek 71:73 (15:13, 17:17, 22:23, 17:20)

Energa Czarni Słupsk: Clark 17, Harris 15, Sroka 15 (3x3), Brazelton 10 (1x3, 7 as.), Djapa 8 (2x3), Żurawski 4, Przybyszewski 2, Cesnauskis 0, Sulowski 0
Anwil: Pluta 15 (3x3), Chanas 13 (1x3), Sullivan 13, Joyce 11 (1x3, 7 as.), Dunn 7 (1x3), Jovanović 6, Wołoszyn 6 (2x3), Tuljković 2

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×