NBA: Orlando na samym szczycie Wschodu, siedem minut Gortata

Kapitalna druga połowa w wykonaniu Orlando Magic pozwoliła drużynie z Florydy pokonać na wyjeździe groźną Atlantę Hawks 93:76 i usadowić się na samym szczycie Konferencji Wschodniej. Trzy zbiórki i dwa bloki w siedem minut miał Marcin Gortat.

W tym artykule dowiesz się o:

Po pierwszej połowie mało kto wierzył, że Atlanta Hawks przegra swój inauguracyjny mecz we własnej hali. Jastrzębie, występujące w całkiem nowych uniformach, przystąpiły do czwartkowej rywalizacji mocno zmotywowane. Do gry powrócił Mike Bibby, a skuteczny jak zawsze był Joe Johnson. Z ofensywą miejscowych nie potrafili poradzić sobie goście, którzy do szatni schodzili przegrywając różnicą 12 punktów.

- Zapytałem ich w przerwie: Czy ktoś w ogóle ma ochotę na grę? Byliśmy zmęczeni, ale tak naprawdę mało kogo obchodzi fakt, ile czasu odpoczywałeś. Na koniec dnia liczy się tylko zwycięstwo albo porażka - powiedział Stan Van Gundy, szkoleniowiec Orlando.

Jego podopieczni wzięli sobie to pytanie do serca i od razu przystąpili do kontrofensywy. W ostatnich dwóch kwartach na parkiecie rządzili koszykarze z Florydy. Dość powiedzieć, że zwyciężyli drugą połowę meczu w stosunku 54:25! Największa w tym zasługa Dwighta Howarda, który czuł się w polu trzech sekund jak ryba w wodzie, oraz Vince'a Cartera, utrzymującego wciąż wysoką dyspozycję.

Zupełnie niespodziewanie do zdobywania punktów włączył się Anthony Johnson. Doświadczony rozgrywający, zdobywający w pierwszych 20 meczach sezonu średnio 1,6 punktu, okazał się świetnym zmiennikiem. Zdobył 17 punktów, trafiając między innymi trzy trójki. Niestety tylko siedem minut na parkiecie spędził Marcin Gortat. Polak ani razu nie oddał rzutu, a zawody zakończył z trzema zbiórkami i dwoma blokami.

- Rywalizowaliśmy przeciwko jednej z najlepszych ekip na Wschodzie. W drugiej połowie zagraliśmy kompletnie bez zęba - przyznał Joe Johnson. Hawks nie wykorzystali szansy na bilans 8-0 we własnej hali, najlepszy od sezonu 1993/1994. Mimo porażki Jastrzębie są w samym czubie Wschodu.

Jazzmani nie mieli ochoty na powtórkę sprzed dwóch dni. Przegrali wówczas w Energy Solutions Arena z Oklahomą City Thunder. Tym razem podejmowali nieobliczalnych Byków z Chicago i... zwyciężyli bez większych problemów. Mecz ten był popisem Carlosa Boozera, który zdobył 28 punktów, osiem zbiórek, pięć asyst i trzy bloki. - Widać wyraźnie, że wrócił już do formy All Star, którą prezentował kilka lat temu - chwalił swojego kolegę Deron Williams, autor 21 punktów i sześciu asyst.

Utah dominowała przez całe spotkanie, a kropkę nad "i" postawiła ostatecznie na początku czwartej odsłony. Podopieczni Jerry’ego Sloana wykorzystali 10 z 11 rzutów z gry i pozbawili przyjezdnych jakichkolwiek nadziei. - To był całkiem inny zespół. Byliśmy bardziej żywi i agresywni, niż poprzedniej nocy - przyznał Sloan. Jazzmani rzucali na skuteczności 60,8 proc, co nie zdarzyło im się od marca 2008 roku!

Atlanta Hawks - Orlando Magic 76:93 (25:23, 26:16, 14:28, 11:26)

(J. Johnson 22, J. Smith 13 (13 zb), M. Bibby 10, J. Crawford 10 - D. Howard 22 (17 zb), V. Carter 21, A. Johnson 17)

Utah Jazz - Chicago Bulls 105:86 (28:22, 29:18, 24:25, 24:21)

(C. Boozer 28, D. Williams 21, R. Brewer 15 - L. Deng 26, D. Rose 19, J. Johnson 10)

Komentarze (0)