Rozstrzelani z dystansu - relacja z meczu PGE Turów - Energa Czarni

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

PGE Turów doznał czwartej, a pierwszej we własnej hali porażki. Katem zgorzelczan okazała się ekipa ze Słupska, która sensacyjnie trafiała z dystansu i ostatecznie zwyciężyła 88:83.

Faworytem meczu byli gospodarze, którzy chcieli odbudować morale po pucharowej porażce ze SLUC Nancy Basket 82:85. Za miejscowymi przemawiał atut własnej hali, w której w bieżącym sezonie jeszcze nie przegrali. Słupszczanie do Zgorzelca przyjechali ponadto bez swoich filarów – kontuzjowanych Chrisa Danielsa i Mantasa Cesnauskisa.

Mimo tego goście, którzy ostatnio pechowo ulegli Anwilowi Włocławek 71:73 oraz pokonali Kotwicę Kołobrzeg 85:77 zapowiadali walkę o niespodziankę. Ambicje przyjezdnych potwierdził początek spotkania. Już w 2. min po trafieniu z dystansu Marcina Sroki przyjezdni prowadzili 7:2. Czarno-zieloni szybko opanowali jednak nerwy i po trójce Roberta Witki był remis. Przez większą część pierwszej ćwiartki obie drużyny szły "łeb w łeb", ale w końcówce PGE Turów głównie za sprawą dwóch trójek Williego Deanea wygrał pierwszą kwartę 23:20.

Na początku drugiej ćwiartki punkty zdobyli Adam Wójcik i Michał Chyliński PGE Turów prowadził już 27:20 i wydawało się, że jest po zawodach. Gospodarze zaczęli seryjnie zdobywać punkty spod kosza, w czym brylował rewelacyjny Michael Wright. Po jego punktach miejscowi prowadzili 32:25. Wówczas w grze drużyny trenera Sasy Obradovicia coś się zacięło. Momentalnie swoją szansę zwietrzyli goście, którzy w 16. min po akcji 2+1 Marcina Sroki wyszli na prowadzenie 33:32. Kilka chwil później sytuacja wróciła do normy, bo podrażniony PGE Turów odbudował prowadzenie i do szatni schodził przy wyniku 43:36 na swoją korzyść.

To nie złamało ekipy ze Słupska. Grą gości kierował rewelacyjny Tyrone Brazelton (w całym meczu 10 asyst), a jego koledzy seryjnie zaczęli trafiać z dystansu. Gracze Energii Czarnych w całym meczu zza linii 6,25m trafili aż 14 razy, w czym brylowali wspomniany Brazelton i rozgrywający kapitalny mecz Sroka. W połowie trzeciej kwarty PGE Turów prowadził tylko 49:48. Mogło być jeszcze gorzej, gdyby w trudnych momentach ważnych zbiórek w ataku nie zanotowali Wright i Wysocki. Gospodarze przed ostatnią ćwiartką zawodów prowadzili tylko 63:60 co zwiastowało ogromne emocje. Te były do samego końca zawodów. Jeszcze na początku miejscowi po akcji Wrighta 2+1 prowadzili 68:60, ale potem przez większą część finałowej odsłony trwał festiwal strzelecki z dystansu. W 33. min do remisu 68:68 doprowadził Brazelton. Następnie na rzuty z dystansu Harrisa, Ronalda Clarka i Sroki odpowiadali Chyliński i Sroka. Na 4 sek. Przed końcem to słupszczanie prowadzili jednak 83:86. Gospodarze ratowali się szybkim faulem, ale Brazelton nie pomylił się z linii rzutów wolnych i to Energa Czarni zwyciężyła 88:83.

- Rywale postawili przed nami twarde warunki w obronie. Trafiali przy tym szczęśliwe rzuty. W końcówce straciliśmy kontrolę i nie upilnowaliśmy czołowych strzelców, którzy trafiali z dystansu - powiedział po meczu trener PGE Turowa Sasa Obradović. - To było dla mnie specjalne wydarzenie. Tutaj zaczęła się moja kariera i do Zgorzelca zawsze będę wracał z sentymentem. Jestem niezwykle szczęśliwy ze zwycięstwa - cieszył się z kolei zawodnik Energii Czarnych Alex Harris. - Przegraliśmy na własne życzenie. Kiedy bezpiecznie prowadziliśmy zamiast spokojnie dowieźć wynik do końca straciliśmy kontrole nad wydarzeniami na parkiecie. Zostaliśmy za to boleśnie ukarani - upatrywał przyczyn porażki koszykarz PGE Turowa Paweł Leończyk.

PGE Turów Zgorzelec – Energa Czarni Słupsk 83:88 (23:20, 20:16, 20:24, 20:28)

PGE Turów: Wright 20, Deane 16 (2), Witka 14 (2), Gray 11 (1), Chyliński 7 (1), Wójcik 6, Roszyk 5, Wysocki 4, Leończyk 0.

Energa Czarni: Brazelton 25 (3), Sroka 22 (4), Clark 13 (2), Harris 11 (2), Sulowski 8, Przybyszewski 5 (1), Żurawski 4, Dapa 0.

Źródło artykułu: