Wynik meczu otworzyli łodzianie, którzy objęli prowadzenie 5:0, by jednak chwilę później przegrywać 5:8. Od początku w ŁKS-ie szwankowała skuteczność i mimo dobrej gry w defensywie, gospodarze po 8 minutach przegrywali 8:15. Pobudka nastąpiła jednak szybko i tuż przed końcem pierwszej kwarty ŁKS nadrobił większość strat. Najpierw za 3 punkty trafił Daniel Wall, a następnie ten sam zawodnik był faulowany w akcji rzutowej. Jeden osobisty wykorzystany, a po niecelnym drugim, świetnie pod koszem odnalazł się Piotr Trepka, dobił spod "dziury" i po 10 minutach na tablicy wyników widniał rezultat 14:15.
Druga odsłona to wyrównana gra przez 4 minuty, w trakcie których prowadzenie zmieniało się kilkakrotnie. Sygnał do ataku dla łodzian dał dopiero Filip Kenig, zdobywając 2 punkty, a następnie świetnie wybronione przed gospodarzy kilka akcji i 2 celne "trójki" Bartłomieja Szczepaniaka pozwoliły ŁKS-owi "odjechać" na niewielką, ale w tym spotkaniu już znaczącą - 6-punktową przewagę, którą łodzianie utrzymali do końca tej kwarty.
Tak jak w poprzednim spotkaniu z Siarką Tarnobrzeg, tak i tym razem, decydujące uderzenie ŁKS zadał w trzeciej kwarcie. Znów dwukrotnie z rzędu za 3 punkty trafił Szczepaniak, a następnie po 5-punktowej akcji gospodarzy, wynik brzmiał 55:37 i jak się później okazało, rywale nie byli w stanie się już w tej sytuacji podnieść. Jak wykonać w koszykówce 5-punktową akcję? Potrzebna jest do tego pomoc rywali. Udaną penetrację pod kosz celnym rzutem zakończył Piotr Trepka, a dodatkowo był przy tym faulowany. Chwilę później natomiast, za nadmierne krytykowanie decyzji sędziowskich przez rezerwowych graczy Big Stara, przewinieniem technicznym ukarany został trener gości Mariusz Niedbalski. 2 punkty z gry, celny osobisty Trepki, kolejne 2 celne osobiste, więc akcja 5-punktowa. Mogło być tych punktów 7 lub 8, gdyż ŁKS miał jeszcze piłkę, jednak błąd kroków popełnił Wall.
Od tego momentu ŁKS kontrolował już zawody. Gospodarze grali pewnie w obronie, nie pozwalając rywalom na odrabianie strat, zaś w ataku szanowali piłkę, grając długie, ponad 20-sekundowe akcje i wyczekując już na końcową syrenę. Tyszanie nie mieli tego dnia recepty na dobrze dysponowany ŁKS i nie potrafili choćby zbliżyć się z wynikiem do przeciwnika.
Śmiało można powiedzieć, że ŁKS wygrał ten pojedynek obroną. Strata zaledwie 54 punktów przeciw silnemu przeciwnikowi, jakim jest Big Star, robi wrażenie. Tyszanie mieli ogromne problemy z kończeniem akcji ofensywnych. Ratował ich jedynie od czasu do czasu Łukasz Pacocha, zdobywca 22 punktów, jednak było to zdecydowanie za mało, aby myśleć o zwycięstwie w Łodzi. Potwierdziło się więc to, co przed kilkoma tygodniami mówił Daniel Wall, który stwierdził, że właśnie defensywa będzie główną bronią ŁKS-u w tym sezonie.
Goście nie potrafili odnaleźć się pod tablicami. ŁKS wygrał walkę na zbiórce 37:25, a podstawowy center Big Stara - Marcin Salamonik, mimo że przebywał na parkiecie aż 26 minut, to zakończył spotkanie z zerowym dorobkiem punktowym.
Z każdą minutą spędzoną na boisku, coraz lepiej spisywał się Jakub Dłuski, dla którego był to dopiero drugi mecz po kontuzji kolana. Widać, że wraca on do formy, jaką prezentował w ubiegłym sezonie. Oby tylko limit pecha w postaci urazów był już dla niego wyczerpany.
ŁKS Sphinx Petrolinvest Łódź - KKS Tychy 74:54 (14:15, 24:16, 20:10, 16:13)
ŁKS Sphinx Petrolinvest: Szczepaniak 15, Wall 13, Dłuski 11, Trepka 10, Kromer 7, Kalinowski 6, Morawiec 6, Pisarczyk 4, Kenig 2, Tonkiel 0, Bartoszewicz 0.
Big Star: Pacocha 22, Mielczarek 17, Bzdyra 7, Hałas 5, Pustelnik 3, Salamonik 0, Markowicz 0, Wojsz 0, Malcherczyk 0.
Sędziowali: Żmuda, Ottenburger i Kustosz.