Pierwszoplanowo spotkanie z Energą Czarnymi Słupsk miało odbyć się w połowie listopada, jednak rozchorowana drużyna z Pomorza poprosiła o zmianę terminu do władz Polskiej Ligi Koszykówki. Dlatego też grudzień miał być miesiącem odrodzenia dla podopiecznych Igorsa Miglinieksa, a tournee po Podkarpaciu miało zakończyć się dwoma pewnymi zwycięstwami. Stało się jednak inaczej. "Czarne Pantery" po emocjonującej końcówce uległy beniaminkowi Stali Stalowa Wola 76:78 a we wtorek doznały sromotnej porażki z drugim przedstawicielem ekstraligi z Podkarpacia - Zniczem Jarosław 76:100.
Minimalna jednak porażka z "Hutnikami" sprawiła, iż w Jarosławiu można było zaobserwować nerwową sytuację i lekką obawę przed zbliżającym się meczem. Słupszczanie mający w swoim składzie takich graczy jak Mantas Cesnauskis, Marcin Sroka, który z meczu na mecz rozkręcał się na dobre, czy niedawno pozyskany Tyrone Brazelton, wydawać by się mogło będą bardzo trudnym przeciwnikiem dla ekipy Dariusza Szczubiała. Poza tym spodziewano się, że po porażce ze Stalową Wolą, ekipa Czarnych przyjedzie do Jarosławia tylko i wyłącznie z jednym celem - zwycięstwo i za wszelką cenę będzie do tego dążyć. Stało się jednak inaczej i goście zostali "rozjechani" przez rozpędzony Znicz. Czy gracze Znicza spodziewali się, że będzie tak łatwo o zwycięstwo? -Spodziewaliśmy się cięższego meczu. Nastawialiśmy się raczej ze zespół ze Słupska wyjdzie do tego pojedynku mocno zdeterminowany i będą dożyć za wszelka cenę do zwycięstwa - odpowiada Bartosz Sarzało.
Na początku jednak meczu tak łatwo nie było. Rozgrywający Tyrone Breazelton dwoił się i troił aby pomóc swojej drużynie w walce o kolejny trumf. Gospodarze jednak dość szybko sprowadzili przyjezdnych na ziemię i zaczęli grać po swojemu. - Na szczęście od samego początku to my narzuciliśmy swój styl gry i tak utrzymaliśmy nasza postawę do końca - dodaje Sarzało.
Fakt, faktem Znicz narzucił swój styl gry, jednak zagrał bardzo zespołową koszykówkę bez "wariackich" akcji, jak to nie raz już bywało i kończyło się to zazwyczaj nerwówką w końcówkach meczu. Jak o dziwo tym razem udało się ustrzec błędów popełnionych, choćby z meczu z Polpharmą? - W tym spotkaniu przeciwnik pozwolił na taka grę, Turów postawił nam dużo cięższe warunki. Gracze Czarnych zagrali słabiej w obronie - kwituje obrońca Znicza.
Drugą ciekawą sprawą, jaką udało się zauważyć w tym meczu, to fakt, że piłka w większości sytuacji była zagrywana pod kosz, gdzie rządził i dzielił John Williamson, raz po raz kończąc akcję zdobyczami punktowymi 2+1. Przeważnie siła Znicza to celne rzuty z dystansu Keddicka Maysa i Jeremy`ego Chappela. Co było powodem takich a nie jak zawsze zagrań pod kosz? - Po przeanalizowaniu gry przeciwników, wiedzieliśmy ze obrona nie jest ich najsilniejszą stroną i dlatego decydowaliśmy się częściej zagrywać pod kosz. W sumie mieliśmy dość sporo czystych pozycji jak i pod koszem tak i na obwodzie - wykorzystaliśmy błędy przeciwników i jesteśmy zadowoleni - kwituje Bartosz Sarzało.
Wygrana ze ekipą ze Słupska pozwoliła Zniczowi zsiąść na 3. miejscu w ligowej tabeli co chyba jest ogromnym sukcesem dla tej drużyny. Jednak aby pozostać tam przed rewanżowymi meczami, Jarosławianie muszą wygrać jeszcze jeden mecz z "Akademikami" w Koszalinie. - Cieszymy się ze zwycięstwa i tak wysokiego miejsca w tabeli. Utrzymujemy nasza koncentracje przed ostatnim meczem przed świętami w Koszalinie i myślę, że będzie dobrze - kończy Bartosz Sarzało.