Jakże zmieniła się sytuacja PGE Turowa Zgorzelec w Europie. Po zwycięstwie we wrocławskiej hali Orbita z Panelliniosem Ateny 81:76 „czarno-zieloni” mają realne szanse na awans. Ku ich radości w innym wtorkowym meczu SLUC Nancy pokonało Gran Canarię 67:55 dzięki temu tabela się spłaszcza a walka o awans jest wciąż otwarta.
- To było dla nas bardzo trudne spotkanie. Wiedzieliśmy, że nie możemy sobie w nim pozwolić na przegraną. Rozegraliśmy nieprawdopodobną pierwszą połowę meczu, w której popełniliśmy chyba tylko jedną stratę. Zespołowi nie przydarzyło się to w tym sezonie jeszcze ani razu. W drugiej połowie mieliśmy problemy z odpowiednim zgraniem naszych akcji w czasie a także ustawieniem na obwodzie, tzw. spacingiem. Jestem bardzo zadowolony z tego w jaki sposób zareagowaliśmy na dobry fragment gry Panelliniosu w trzeciej i czwartej kwarcie, lecz niestety nasze błędy i bardzo, bardzo słaba ostatnia minuta spotkania spowodowały, że w końcówce było gorąco. Na szczęście nie zostaliśmy za to skarceni - przyznał po meczu Andrej Urlep.
Ostatnie fragmenty meczu, w których mocno naciskani zgorzelczanie popełnili kilka strat nie może zatrzeć ogółu wykonanych przez nich pracy. Cały zespół grał koncertowo zarówno w ataku jak i obronie. Bez wyjątku. Grą ekipy z Dolnego Śląska znakomicie kierował Justin Gray (11 asyst) a do kosza rywali na wysokiej skuteczności trafiali niemal wszyscy gracze - zarówno kiedy rzucali spod kosza jak i w momencie gdy byli odrzuceni poza linię 6,25m. To potwierdza jedno - PGE Turów nie jest już tym samym zespołem co za czasów trenera Sasy Obradovicia. - Prezentowaliśmy zespołową koszykówkę, byliśmy skoncentrowani i trafialiśmy z dystansu. Trener Urlep zmienił nasze schematy defensywne, zaczęliśmy bardziej angażować się w destrukcję. Dał nam dużo pewności siebie, zaczęliśmy także grać kontynuację szybkiego ataku, czyli tzw. transition i powiedział nam po prostu, że gdy mamy otwartą pozycję do rzuty, musimy ją wykorzystywać. Nie byłem zaskoczony, że Grecy mnie podwajali, bo robili to już w zeszłym tygodniu. Ćwiczyłem zachowanie w takich sytuacjach cały tydzień i wiedziałem, że muszę szybko pozbywać się piłki i dokładnie ją oddawać na obwód. Tak robiłem. A koledzy trafiali - podkreślił gracz PGE Turowa Michael Wright.
Mimo zwycięstwa zgorzelczanie zajmują ostatnie miejsce w tabeli. To oznacza, że zespół nie może popadać w hurraoptymizm tylko skupiać się na ciężkiej pracy. 5 stycznia „czarno-zieloni” zagrają w Nancy ze SLUC i tam także muszą powalczyć o zwycięstwo. A jeśli wojownicy trenera Urlepa zaprezentują się podobnie jak w meczu z ateńczykami, to ten cel jak najbardziej jest w ich zasięgu.
Wcześniej jednak zgorzelczan czeka arcyważny ligowy mecz z Asseco Prokomem Gdynia, który w lidze w bieżących 12. spotkaniach jeszcze nie przegrał. W Zgorzelcu tą passę będą chcieli przerwać. - Prokom nie tak dawno w Eurolidze wygrał z Realem Madryt. Pokazał, że gra bardzo dobrą koszykówkę. Nie będziemy się jednak kłaść przed rywalem na parkiecie. Wszystko jest w naszych rękach. Z każdym można wygrać i to udowodniliśmy w meczu z Panelliniosem - przyznał obrońca PGE Turowa Bartosz Bochno. W meczu z Asseco prawdopodobnie trener Urlep będzie mógł już skorzystać z usług TJ’a Thompsona. Ten w meczu z Grekami przez złośliwość greckiej federacji musiał oglądać mecz z ławki rezerwowych. Mimo że poprzedni klub Amerykanina Ilisiakos załatwił wszelkie formalności grecka federacja nie przysłała do klubu ze Zgorzelca listu czystości. Do PGE Turowa wprawdzie dotarł e-mail, ale bez potrzebnego załącznika. Dobrze, że kombinatorstwo przegrało ze sportem.