McGrady opuścił zespół

T-Mac w Houston Rockets z pewnością czuje się jak piąte koło u wozu. Trener, pomimo usilnych próśb koszykarza, nie chce dać mu większej ilości minut na parkiecie. Zawodnik opuścił drużynę i wrócił do domu.

Powodem niespodziewanego urlopu są urodziny syna Tracy'ego McGrady, Laymena. Czyżby ta tymczasowa separacja miała być oznaką rozwodu, który dla koszykarza mógłby oznaczać wymianę? Odpowiedź na to pytanie poznamy zapewne za kilka dni.

W dotychczasowych sześciu spotkaniach zawodnik drużyny z Teksasu grał średnio 7,7 minuty. McGrady zwrócił się do trenera Ricka Adelmana z prośbą o więcej czasu na parkiecie. Spotkał się z odmowną odpowiedzią.

- Obraliśmy sobie kierunek, w którym podążamy. Zmiany muszą być wprowadzane niezwykle delikatnie, aby nie wytrącić drużyny z równowagi - odpowiedział Adelman, którego pytano o większą liczbę minut dla T-Maca.

Zawodnik stwierdził, że nie zamierza psuć atmosfery w ekipie, ani powodować konfliktów. Zamierza dostosować się do zasad. - To nie ja podejmuję decyzje. Ja jestem zawodnikiem i muszę wykonywać polecenia. Jakoś sobie z tym poradzę - stwierdził McGrady.

- To świetny gracz, który może być pierwszą opcją w ataku. Nie może jednak oczekiwać, że po kontuzji i rehabilitacji wróci i będzie robił to co kiedyś. Na razie musimy przekonać się, na ile jest zdolny do gry. Przecież nie można od razu zrzucić na niego całej odpowiedzialności za ofensywę. On potrzebuje czasu, aby wrócić i na nowo odzyskać rytm oraz czucie gry. Nikt nigdy nie mówił, że to będzie łatwe - kończy Adelman.

Komentarze (0)