- Dobrze się stało, że mecz ze Sportino został przełożony, ponieważ mieliśmy więcej czasu na przygotowanie się do tego meczu - powiedział po spotkaniu pierwszy szkoleniowiec słupszczan, Igors Miglinieks. Już sam początek spotkania był bardzo dobry w wykonaniu "Czarnych Panter". Goście szybko wstrzelili się w obręcze, co miało wielki wpływ na końcowy rezultat spotkania. Świetnie grał Marcin Sroka, który był przez kilka minut bezbłędny. To za jego sprawą słupszczanie wyszli na prowadzenie, którego nie oddali już do samego końca. Później do gry włączyli się Alex Harris i Chris Daniels. Obaj grali wręcz koncertowo. Harris był nieomylny w rzutach z dystansu, natomiast Daniels dopisywał oczka spod kosza. Tak rewelacyjnie funkcjonujący słupszczanie szybko odskoczyli miejscowej drużynie, ktora mogła jedynie liczyć na Vladimira Ticę.
Goście trzymali poziom również w drugiej kwarcie. Czarni nadal grali lepiej, ale tym razem inni koszykarze wzięli na siebie ciężar za zdobywanie punktów. Na parkiecie pojawił się Mantas Cesnauskis, który bardzo szybko trafił dwie trójki, aktywny był również Paweł Leończyk. Podopieczni Mariusza Karola grali natomiast bez pomysłu. Ich rzuty z dystansu były beznadziejne, zaś pod koszem była wielka dziura. "Akademików" ciągnął Michael Kuebler, który oddał jeden celny rzut zza łuku i zdobył cztery oczka z linii rzutów osobistych. Gospodarze rzuty osobiste oddawali bardzo często, gdyż sędziowie dopatrywali się nieprzepisowych zagrań gości. Jednak nawet pomimo licznego grona fauli wciąż sporą przewagę miały "Czarne Pantery". Im bliżej było końca pierwszej połowy, tym lepiej prezentowali się koszalinianie. Skuteczność AZS-u nadal pozostawiała wiele do życzenia, ale niesamowicie grał Igor Milicić, który niemalże w pojedynke walczył z rywalem.
Po przerwie miejscowi zawodnicy wyszli bardzo zmotywowani. Efekt? W cztery minuty gospodarze zdołali zbliżyć się na odległość zaledwie czterech punktów. Przyjezdni mieli bowiem olbrzymie problemy z trafieniem do kosza. Impas trwał długo, a bezlitośnie to wykorzystywali koszalinianie. W końcu nieco lepiej prezentował się George Reese, który wcześniej mozolnie dopisywał kolejne oczka. Przebudził się również Dante Swanson, który już długo przebywał na parkiecie, ale w ofensywie był praktycznie niewidoczny. Przewaga słupszczan została niemal całkowicie zniwelowana, tym samym gra rozpoczęła się na nowo.
Czwarta kwarta należała jednak do graczy Miglinieksa. "Czarne Pantery" ponownie pokazały pazury i ruszyły do ataku wraz z początkiem ostatniej partii. Znów świetnie grał Harris, któremu sekundował Cesnauskis. Do kosza trafiał również Sroka. Gospodarze nie potrafili już znaleźć odpowiedzi. Robił co mógł Reese, ale brakowało wsparcia pozostałych liderów. Kuebler miał tylko chwilowy przebłysk, podobnie Milicić. Słupszczanie grali znakomicie na dystansie, ich celne "trójki" podcinały skrzydła przeciwnikowi, który ostatecznie musiał uznać wyższość Czarnych Słupsk. - Już w Kołobrzegu wisiał nad nami kubeł zimnej wody. Wtedy się udało wygrać, tym razem ten przysłowiowy kubeł został na nas wylany - stwierdził Sebastian Balcerzak. Tym samym batalię o prym na Pomorzu wygrali dość niespodziewanie przyjezdni, którzy przerwali w ten sposób świetną serię sześciu ligowych zwycięstw z rzędu zawodników Mariusza Karola. - Wygrał zespół, który był dziś drużyną. Graliśmy zespołowo na wysokiej skuteczności za trzy punkty. Nie powiedziałbym, że idealnie, ale całkiem dobrze - powiedział zadowolony z wygranej Wojciech Żurawski.
- Zabrakło nam koncentracji - skwitował krótko trener AZS-u, Mariusz Karol.
82:94
(15:25, 28:29, 23:14, 16:26)
AZS: George Reese 19, Michał Kuebler 16, Dante Swanson 15, Vladimir Tica 12, Igor Milicić 12, Sebastian Balcerzak 3, Adam Metelski 2, Grzegorz Arabas 2, Grzegorz Surmacz 1, Łukasz Diduszko 0.
Czarni: Alex Harris 22, Mantas Cesnauskis 21, Marcin Sroka 18, Chris Daniels 10, Paweł Leończyk 9, Tyron Brazelton 5, Wojciech Żurawski 4, Jacek Sulowski 3, Dawid Przybyszewski 2.