Gigant jest tylko jeden - relacja ze spotkania Rosasport Radom - Unia Tarnów

Doświadczenie, żelazne wykonywanie zadań taktycznych i, co najważniejsze, umiejętność zachowania zimnej krwi w decydujących momentach - tych elementów inne zespoły powinny uczyć się od Rosasportu. Unii Tarnów do lidera rozgrywek brakuje już bardzo niewiele, ale chyba nie na tyle, żeby w fazie play off wyeliminować go z gry o awans.

Michał Podlewski
Michał Podlewski

Drugi trener Rosasportu Marek Łukomski po meczu z Asseco Prokomem Gdynia stwierdził, że radomianom ciężko będzie wrócić wyłącznie do szarej ligowej rzeczywistości. Wszak dotychczas ich codzienny rytm wyznaczały pojedynki rozgrywek o Puchar Polski z pierwszoligowcami bądź teamami z ekstraklasy. Radomianom jednak los na przetarcie rzucił wicelidera Unię Tarnów, więc zwycięstwo nad nią miało mieć podwójne znaczenie.

W ekipie gości od początku na parkiecie zameldował się doskonale znany z radomskich parkietów rozgrywający Daniel Badeński. Miał on być jednym z najgroźniejszych ogniw tarnowskich Jaskółek w batalii z Rosą. Tymczasem na początku pojedynku to głównie dzięki stratom radomian i niecelnym ich rzutom dość długo utrzymywało się nieznaczne prowadzenie gości. Zresztą nie bez znaczenia na przebieg spotkania w pierwszych minutach pozostała również celna trójka Kamila Szewczyka. Nawet niezwykle agresywna obrona ustawiona przez radomian nie robiła najmniejszego wrażenia na rywalach, którzy nie przyjechali do hali Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji po to, żeby odebrać lekcję basketu, ale z poważnym postanowieniem urwania liderowi punktów.

Gdy Kamil Kamecki nieustannie penetrował strefę podkoszową, a z minuty na minutę rozkręcał się Wojciech Mjchrzak, sprawę w swoje ręce musieli wziąć wówczas Piotr Kardaś i Artur Donigiewicz. Poczęstowali oni ekipę Unii celnymi rzutami zza linii 6,25 m. Na pierwszą przerwę między kwartami ekipy schodziły jednak remisując 17:17. Taki przebieg rywalizacji niezwykle zmobilizował radomian i na drugą kwartę wyszli z niezwykłym animuszem, czego efektem było błyskawiczne wypracowanie pięciopunktowej przewagi, na którą zapracowali głównie Paweł Wiekiera i Jakub Zalewski. Jak się później okazało, pozwoliła ona nieco uspokoić grę radomian. A przecież powszechnie wiadomo, że w sytuacji, gdy nie mają oni topora nad głową, prezentują najbardziej efektywny basket. Rywale z Tarnowa w tej części meczu nie pozwolili im jednak w pełni rozwinąć skrzydeł, co gwarantowało dalsze emocje po przerwie.

Takich ligowych konfrontacji kibicom w Radomiu brakowało. Obydwa teamy w drugiej odsłonie poszły na wymianę ciosów i o mały włos nie zakończyłoby się to dogrywką. Co prawda, Kardaś zanotował w sumie pięć celnych rzutów za trzy, jednak goście w ostatnich minutach zbliżyli się na pięć oczek. Na więcej jednak tego dnia ich nie było stać.

- I tak jestem dumny z moich chłopaków, bo podjęli walkę w jaskini lwa, którą jest hala Rosasportu. Szkoda kilku naszych błędów, bo mogliśmy z niemal pierwszoligową ekipą jeszcze coś ugrać - podkreśli po spotkaniu trener Unii Ryszard Żmuda. - Mi pozostaje natomiast cieszyć się, że wciąż jesteśmy niepokonanym zespołem w rozgrywkach ligowych. Nie musimy nikomu nic udowadniać. Po prostu pracujemy i zbieramy tego owoce - zakończył tymczasem trener Rosy Piotr Ignatowicz.

Rosasport Radom - Unia Tarnów 74:68 (17:17, 22:15, 23:18, 12:18)

Rosasport
: Wiekiera 18 (1), Kardaś 15 (5), Zalewski 9 (1), Podkowiński 8, Nikiel 5 oraz Donigiewicz 9 (1), Michałek 3 (1), Wróbel 3 (1), Sosnowik 2, Maj 2, Kapturski 0.

Unia: Majchrzak 13 (2), Kamecki 12, Wilusz 9, Szewczyk 6 (1), Badeński 0 oraz Szewczyk 11 (1), Zych 8, Sobiło 7 (2), Bryzek 2, Put 0.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×