Stal Stalowa Wola praktycznie w każdym spotkaniu rzuca 8-10 razy celnie za trzy punkty. W kadrze zielono-czarnych wszyscy zawodnicy potrafią trafić zza linii 6.25. Od początku sobotnich zawodów gospodarze razili nieskutecznością właśnie w tym aspekcie koszykówki. Nie trafiali zarówno Marek Miszczuk jak i Michał Wołoszyn, którzy słyną ze świetnych rzutów z dystansu. Aż sześć razy swoich sił próbował także Marcin Malczyk, który nie potrafił trafić do kosza nawet z czystych pozycji. - Mam pretensje do siebie. Powinienem coś trafić. Miałem kilka czystych pozycji. Cóż nie udało się. Pozostaje nam teraz ciężko trenować dalej i szukać wygranej w kolejnych spotkaniach w lidze - mówił portalowi SportoweFakty.pl niepocieszony Malczyk.
Obrońca Stalówki potrafi jednak wykonywać celnie rzuty za trzy punkty. Nie raz już pokazywał, że potrafi trafić z dystansu. Zdarzało mu się rzucić trójkę nawet i z ośmiu metrów będąc pod ogromną presją. W sobotę oprócz czystych, wypracowanych pozycji zdarzały się i te, kiedy Malczyk był pilnowany przez rywala a mimo to udawało mu się oddać rzut. - Pod presją również nie wpadało. Szkoda. Musimy popracować na treningach nad naszą grą w kolejnych potyczkach - dodał zawodnik ekipy z Podkarpacia.
Malczyk, podobnie jak inni Stalowcy i sztab szkoleniowy potwierdził, iż kluczem do wygranej nad Treflem Sopot mogła być lepsza skuteczność. Zielono-czarni razili także nieskutecznością z linii rzutów wolnych. Na 24 próby wpadło do kosza tylko 16 rzutów. To stanowczo za mało, aby myśleć o pokonaniu wymagającego rywala, jakim niewątpliwie jest drużyna z Trójmiasta. - Możliwe, że główną przyczyną naszej przegranej była właśnie ta skuteczność. Być może kilka akcji w obronie w drugiej części spotkania mogliśmy rozegrać nieco lepiej i dlatego ten wynik jest na naszą niekorzyść - zakończył Marcin Malczyk.