Pruszków zyskał nadzieję - relacja z meczu Znicz Basket - KKS Tychy

Pod wodzą nowego szkoleniowca Pawła Czosnowskiego Znicz Basket wygrał pierwszy w tym roku mecz przed własną publicznością. Pruszkowianie pokonali walczący o awans do ekstraklasy KKS Tychy, a o sukcesie gospodarzy zadecydowała druga połowa spotkania.

W tym artykule dowiesz się o:

Piętą achillesową silnego kadrowo Znicza Basket jest w tym sezonie dyspozycja po przerwie. Ekipa z Mazowsza bardzo często prowadziła po pierwszych dwóch kwartach spotkania, ale na skutek znacznie słabszej dyspozycji po przerwie, musiała uznawać wyższość rywali. W takich okolicznościach przegrała m.in. z Intermarche Zastalem, MKS Dąbrowa Górnicza i Olimpem Start. Mecz z tyską drużyną rozpoczęła jednak nietypowo. Po pięciu minutach podopieczni Pawła Czosnowskiego, który na stanowisku zastąpił Romana Skrzecza, przegrywali 7:13, a w wyjściowym składzie pojawiło się aż czterech wysokich graczy. - Chciałem jakoś zaskoczyć rywali, dlatego zaryzykował z piątką- tłumaczył Czosnowski. - Chłopcy od rana wiedzieli w jakim składzie wyjdą na mecz.

W pierwszych minutach nie do zatrzymania był jednak Łukasz Pacocha. Najpierw trafił trójkę, potem z półdystansu, a na koniec wykorzystał oba rzuty wolne. - Jednym z naszych głównych założeń było zatrzymanie na samym początku Łukasza, ale już po pierwszych dwóch akcjach należało je zweryfikować - wyjaśniał Czosnowski. Lidera gości krył wówczas wyższy o głowę Sławomir Nowak - Kto nie ryzykuje, ten nic nie ma. To było założenie, który nam nie wyszło, dlatego początek był niemrawy.

Po rzucie z dystansu Pawła Olczaka KKS na początku drugiej kwarty prowadził 26:15. To była najwyższa przewaga gości w tym spotkaniu. - Zamiast dobić przeciwnika podawaliśmy mu piłkę w ręce. Dzięki temu rywale uwierzyli w to, że mogą jeszcze wygrać - narzekał trener tyskiego zespołu Mariusz Niedbalski. - Sam Krzysiek Mielczarek w krótkim odstępie czasu stracił aż pięć piłek. Nawet nie zdążyłem go zmienić- dodał szkoleniowiec Big Stara.

Rozpędzeni koszykarze Znicza Basket na początku drugiej połowy spotkania szybko doprowadzili do remisu, a po akcji z faulem Sławomira Nowaka wyszli na prowadzenie, którego nie oddali już do końca zawodów. Skrzydłowy pruszkowskiego zespołu w sumie popisał się aż trzema tego typu zagraniami. Po każdym z nich energicznie zaciskał pięść krzycząc coś do swoich kolegów. - Niezależnie czy jestem na boisku, czy też na ławce, staram się dopingować kolegów. W końcu jesteśmy jedną drużyną- tłumaczył Nowak. Po trzech kwartach gospodarze prowadzili różnicą siedmiu punktów (57:50) i kilkukrotnie odparli ataki gości w ostatniej części meczu. - Byliśmy przygotowani na ich rzuty za trzy punkty. Tymczasem Pruszków głównie starał się zdobywać punkty spod kosza- wyjaśniał Niedbalski.

KKS nie radził sobie także z rozbijaniem strefy, którą miejscowi bronili głównie w trzeciej kwarcie. - Byliśmy przygotowani na strefę 2-3, a rywale bronili strefą 3-2 - przyznał Pacocha.

- Cieszę się, że udało mi się pobudzić zespół. Nasze zwycięstwo tak naprawdę jest jednak zasługą trenera Romana Skrzecza. Jemu dedykujemy tę wygraną - zakończył Czosnowski.

Znicz Basket Pruszków - KKS Tychy 75:68 (15:23, 17:14, 25:13, 18:18)

Znicz Basket Pruszków: S. Nowak 19, J. Weatherspoon 14 (1), M. Aleksandrowicz 12 (1), G. Malewski 9, G. Radwan 7, W. Fraś 6, T. Briegmann 4, D. Czubek 2, A. Suliński 2, B. Piotrowski 0

KKS Tychy: Ł. Pacocha 17 (2), K. Nowak 12, M. Bartosz 11 (1), K. Mielczarek 8, P. Olczak 8 (2), P. Hałas 4, M. Salamonik 3 (1), P. Pustelnik 3 (1), T. Bzdyra 2

Komentarze (0)