Koszykarze Czarnych w konfrontacji otwierającej sezon pokonali na własnym parkiecie AZS Koszalin 65:58. Team znad Słupi na kolejne zwycięstwo musiał czekać aż do 11 serii gier, bowiem między drugą, a dziesiątą kolejką nie potrafił wygrać. Później było już zdecydowanie lepiej. "Czarne Pantery" w 14 spotkaniach pozostałych do zakończenia rundy zasadniczej odnieśli 9 triumfów, co pozwoliło im zapewnić sobie grę w fazie pre play-off.
Jak przyznaje skrzydłowy słupszczan, Omar Barlett, seria 9-ciu porażek Czarnych wyglądała fatalnie. – Wszystko zaczęło się od przegranego meczu z Anwilem Włocławek. Przegranego na ich parkiecie. Od tego momentu wszystko już szło w dół. Ja nigdy jeszcze nie byłem w takiej sytuacji w mojej karierze. Nie przegrałem tylu spotkań z rzędu. To nie były porażki jednym czy dwoma punktami, to były druzgoczące klęski. Niszczące nas. To wyglądało fatalnie - mówi na łamach Głosu Pomorza Amerykanin.
28-letni koszykarz uważa, że jeśli już na samym początku sezonu w zespole wykrystalizowałby się lider, ten rok zmagań dla Czarnych mógłby wyglądać całkiem inaczej. – Są zawodnicy mający w swojej mentalności to, że próbują być liderem, próbują brać na siebie odpowiedzialność. Ale nie zawsze chcieć, to znaczy móc. Tak niestety było. Potem, niektórzy gracze w naszym teamie próbowali patrzeć na mnie jak na lidera, zaczęli iść za mną. Ale to już było za późno. Gdy zaczęli mnie tak traktować, chciałem dać z siebie jeszcze więcej. Ale to już było trudne. Zawsze daję 110 procent swoich możliwości na parkiecie - kontynuuje Barlett.
Czołowy gracz "Czarnych Panter" jeszcze nie wie, gdzie pojedzie na wakacje, ale zapowiada, że będą one niezwykle pracowite. – Trudno mi powiedzieć, czy będzie gdzieś jakiś odpoczynek. Na pewno będę miał treningi w Miami Heat. Pojadę na camp organizowany co roku w Kalifornii w sezonie przygotowawczym. Może jakieś inne drużyny z NBA będą chciały mnie ściągnąć i ewentualnie sprawdzić - kończy.