Lewis grał jak w transie. Trafił 11 z 15 rzutów z gry, co nie zdarza się zbyt często przy bardzo dobrych defensorach Detroit. Jego 33 punkty to najlepszy wynik w karierze w meczach play off. - Trafiłem kilka pierwszych rzutów i poczułem, że będzie dziś wieczorem wpadać. - przyznał po meczu Lewis. - Detroit to zespół, który regularnie nas ogrywał przez kilka ostatnich lat. Najważniejszym jest fakt, aby wygrać jeszcze jeden mecz u nas w hali i udać się do Detroit ze stanem remisowym 2:2 - dodał bohater Magic. Była to również pierwsza wygrana Magików nad Tłokami po serii 8 porażek - ostatni raz koszykarze z Florydy wygrali z Detroit w rozgrywkach play off w 2003 roku! Podopieczni Stana Van Gundy’ego mieli jednak ułatwione zadanie, bowiem już po niespełna 4 minutach parkiet opuścił wspominany Billups, który doznał naciągnięcia ścięgna w prawym udzie. Jego występ w spotkaniu numer 4 stoi pod znakiem zapytania. Od samego początku gospodarze narzucili rywalom swój styl gry, prowadząc pod koniec pierwszej kwarty aż 24:6. Mimo słabszej dyspozycji rzutowej Detroit zniwelowało straty do 4 „oczek” - 73:69, jednak początek ostatniej odsłony znów należał do Orlando. Na parkiecie pojawił się znów Marcin Gortat. Nasz rodak zagrał 4 minuty, w ciągu których zdążył zdobyć 2 punkty, 2 bloki i zbiórkę. - To bardzo fajne uczucie w końcu ich pokonać. Kluczem do wygranej było to, że wiedzieliśmy jak mamy grać przeciwko nim. Bieganie i mniejsza liczba strat. Możemy wygrać z każdym. - powiedział środkowy Orlando Dwight Howard.
Kobe Bryant po raz kolejny udowodnił, że przyznana mu nagroda MVP sezonu zasadniczego trafiła w jak najlepsze ręce. Lider Jeziorowców poprowadził swój zespół do kolejnej wygranej nad Utah Jazz będąc zdecydowanie najjaśniejszą postacią na parkiecie. Jego 34 punkty, 8 zbiórek i 6 asyst w pełni odzwierciedla wszechstronność 29-latka, co zauważała także publiczność w Staples Center skandując słynne już MVP! Jedynie początek spotkania w kalifornijskiej hali był w miarę wyrównany. Od stanu 13:12 gospodarze rozpoczęli run 13:0, który na dobre już wyprowadził podopiecznych Phila Jacksona na prowadzenie. Tego wieczoru znów bezradni okazali się defensorzy Jazz, bowiem ich rywale trafiali na ponad 57 procentowej skuteczności z gry. Oprócz Bryanta na duże słowa uznania zasługuje duet podkoszowych Pau Gasol - Lamar Odom, który zdobył odpowiednio 20 i 19 punktów. Z kolei były gracz Utah Jazz Derek Fisher dołożył 22 „oczka”, w tym 4 trójki. - Nie ma powodów do paniki, mimo że oni teraz mają ogromną przewagę nad nami. Musimy przede wszystkim wygrać oba mecze u siebie. Jeśli bowiem będziemy przegrywać 1:3, będzie już bardzo ciężko coś zrobić - mówił po meczu rozgrywający Jazz Deron Williams. W niedzielę i środę spotkania w Salt Lake City, po których poznamy odpowiedź czy podopieczni Jerry’ego Sloana są w stanie nawiązać równorzędną walkę z Jeziorowcami.
Orlando Magic - Detroit Pistons 111:86 (30:16, 24:26, 19:27, 38:17)
Orlando: R. Lewis 33, D. Howard 20 (12 zb), J. Nelson 18, H. Turkoglu 18, K. Dooling 10, M. Evans 5, K. Bogans 3, M. Gortat 2, J. Augustine 2, C. Arroyo 0, P. Garrity 0.
Detroit: R. Hamilton 24, T. Prince 22, R. Stuckey 19, R. Wallace 11, W. Herrmann 4, A. Afflalo 4, C. Billups 2, J. Maxiell 0, T. Ratliff 0, A. McDyess 0, J. Hayes 0, A. Johnson 0.
Stan rywalizacji: 2:1 dla Detroit Pistons
Los Angeles Lakers - Utah Jazz 120:110 (33:18, 30:31, 30:34, 27:27)
Lakers: K. Bryant 34, D. Fisher 22, P. Gasol 20, L. Odom 19 (16 zb), S. Vujacic 12, L. Walton 5, J. Farmar 4, V. Radmanovic 2, R. Turiaf 2.
Utah: D. Williams 25 (10 as), P. Millsap 17 (10 zb), M. Okur 16, A. Kirilenko 14, R. Brewer 12, C. Boozer 10, K. Korver 10, M. Harpring 4, R. Price 2, J. Collins 0, C.J. Miles 0.
Stan rywalizacji: 2:0 dla Los Angeles Lakers