Szanse teoretyczne - rozmowa z Aleksandrem Krutikovem, trenerem Sportino Inowrocław

Sportino Inowrocław przygotowania do tegorocznego sezonu rozpoczęło bardzo wcześnie, a włodarze klubu zdecydowali się na duże zmiany, które okazały się nietrafionymi posunięciami. Szybko na pomoc klubowi ponownie ściągnięto białoruskiego szkoleniowca Aleksandra Krutikova, którego zapytaliśmy o najbliższy mecz ze Zniczem Jarosław, oraz o wiele innych ciekawych spraw.

Grzegorz Czech: Panie trenerze przed wami kolejny sprawdzian i kolejna potyczka. Najbliższy mecz gracie ze Zniczem, który w tym sezonie już nie raz udowodnił, że potrafi grać skuteczną koszykówkę. Jak musicie zagrać z podopiecznymi Dariusza Szczubiała, aby liczyć się nadal w walce o ligowy byt.

Aleksander Krutikov: Będziemy się starali przeciwstawić zawodnikom Znicza i przeszkadzać im w konstruowaniu skutecznych akcji. Zespół z Podkarpacia bardzo dobrze się prezentuje, pomimo ostatnich porażek czy to z Treflem, czy z Basketem. Oglądałem wygrany mecz w Słupsku i powiem, że jarosławianie zagrali naprawdę dobre zawody. My musimy przede wszystkim powstrzymać liderów drużyny - Chappella, Maysa i Zabłockiego. Nie możemy jednak zapomnieć o krajowych pozostałych zawodnikach, choćby o Dawidzie Witosie, który w ubiegłym sezonie występował w mojej drużynie

Czy wierzy pan nadal w utrzymanie zespołu w najwyższej klasie rozgrywek?

- Zostało nam do rozegrania cztery mecze, w sumie w lidze również pozostała taka sama ilość spotkań i zdajemy sobie sprawę, że szanse na utrzymanie mamy tylko teoretyczne. Będzie bardzo ciężko - nadal jednak wierzymy.

Jak scharakteryzowałby pan styl gry swojej drużyny?

- Myślę, że nie skłamię jeśli powiem, że ciągle poszukujemy tego naszego stylu gry.

Nie ma co ukrywać, że Sportino jest jedna nogą w I lidze. Co jest powodem tak słabej gry zespołu, który w swoich szeregach ma naprawdę niezłych zawodników?

- Najprościej będzie jak powiem, że słabe wyniki. A żeby dokładniej móc odpowiedzieć na to pytanie to musiałbym przygotowywać zespół od podstaw.

Może zna pan odpowiedź na pytanie, dlaczego nie zdecydowano się na dalsze zatrudnienie pańskiej osoby po sezonie w którym uratował pan ekstarligę dla Inowrocławia?

- Niestety, ale to nie jest pytanie do mnie.

Pomimo takich decyzji po ubiegłorocznym sezonie - zrezygnowanie z usług, zdecydował się pan jednak wrócić do Inowrocławia i spróbować po raz kolejny uratować przed spadkiem Sportino.

- To jest moja praca trenera - od 1981 roku się tym zajmuję i nie boję się wyzwań. Dostałem taką propozycję i nie bałem się podjąć takiej pracy.

Już jakiś czas pracuje pan z drużyną. Czy widać już jakieś światełko w tunelu. Czy zmierza to wszystko już w lepszym kierunku?

- Gdy mnie nie było zespół wygrał dwa mecze, teraz gdy jestem na razie wygraliśmy jeden. Ciężko jest mi odpowiedzieć na to pytanie. Staramy się, ciężko pracujemy, żeby to wszystko zmienić na lepsze. Doskonale pan jednak rozumie, że nie wszystko jest uzależnione od ciężkiej pracy, czasami potrzeba na to wszystko więcej czasu.

Ma pan w swoim składzie dwóch graczy, którzy nie tak dawno reprezentowali drużynę Znicza Jarosław. Co może pan powiedzieć o tych zawodnikach?

- Bardzo, ale to bardzo jestem zadowolony z tych chłopaków. Widać, że Darek Szczubiał miał dobrą rękę ściągając Quintona do siebie. Przecież ten amerykański zawodnik był jednym z głównych koszykarzy, którzy uratowali ekstraligę dla Jarosławia. Z Przemka jestem również bardzo zadowolony, choć współpracuję z nim bardzo krótko, jednak bardzo pozytywnie mogę go ocenić.

Czy podobnie jak większość osób związanych z koszykówką, uważa pan, że Asseco Prokom jest poza zasięgiem w tym sezonie dla innych drużyn i tak naprawdę nikt nie jest w stanie zagrozić podopiecznym Tomasa Pacesasa w walce o kolejne Mistrzostwo Polski?

- Coś w tym musi być, że sporo ludzi tak mówi. Jednak ostatnie mecze pokazały, że da się pokonać zespół z Gdyni. Wydaje mi się jednak, że te porażki można usprawiedliwić zmęczeniem - walką na dwóch frontach. Z jednej strony liga, z drugiej zaś europejskie rozgrywki, to naprawdę kosztuje sporo sił. Chyba nikt oprócz nich w polskiej lidze nie podołałby takim wysiłkom. Wywalczenie miejsca wśród najlepszych ośmiu drużyn w Europie jest dużym sukcesem. Pamiętam, że jedynie ta sztuka udała się kiedyś Lechowi Poznań, a było to ok. 20. lat temu. Proszę mi wierzyć podróże, treningi i walka na 100 procent to wszystko wychodzi, dlatego w ligowych meczach chłopaki z Asseco nie grają już na pełnej koncentracji. Mogę spokojnie powiedzieć, że są głównym pretendentem do tytułu Mistrza Polski, jednak jak i Anwil i Turów skóry tanio nie sprzedadzą.

Proszę jeszcze powiedzieć, kto według pana zaskakuje na plus, a kto na minus?

- Na pewno dla mnie dużym zaskoczeniem jest Znicz, który pierwszą rundę zagrał fenomenalnie. Nie mogę także nie wspomnieć o zespole Polpharmy, która fakt dysponuje bardzo dobrym składem, jednak samą grą zaskakuje na plus. No i chyba jeszcze Trefl Sopot - beniaminek który zajmuje czołowe miejsca - jednak znając dobrze Karlisa Muiznieksa, tego można było się spodziewać. Jeśli zaś chodzi o negatywne zaskoczenia, pozwoli pan, że nie będę się wypowiadał.

Komentarze (0)