Mecz w United Center nie miał większej historii. Od początku wiadome było, że Cavs mają chrapkę na wygraną i zrobią wszystko, żeby powrócić do własnej hali najprawdopodobniej tylko na jeden mecz. Już w pierwszej połowie podopieczni Mike’a Browna zdobyli 62 punkty przy ponad 50. proc., skuteczności, podczas gdy ich rywale dziesięć mniej przy zaledwie 40. proc. Na dodatek niesamowite rzeczy wyczyniał tego dnia LeBron James.
- Zrobiłem kilka świetnych rzeczy w przeszłości i zrobię pewnie kilka w przyszłości. Mamy jednak teraźniejszość, a ja czuję się bardzo dobrze - mówił James, który już do przerwy miał 17 punktów, siedem zbiórek i sześć asyst. Jego statystyki szybko wzrosły i na początku ostatniej odsłony osiągnął piąte w play off triple-double. Ale to nie koniec. Lider gości najpierw trafił buzzer-beatera na koniec drugiej ćwiartki, a równo z syreną po trzeciej odsłonie oddał niesamowity rzut z połowy boiska. Oczywiście celny.
James mógł spokojnie podkręcać swoje cyferki, wiedząc dobrze, że jego partnerzy także są w dobrej formie. Antawn Jamison zanotował 24 punkty, a 19 oczek zgromadził Mo Williams. Wśród pokonanych 21 punktów i aż 20 zbiórek zapisał na swoim koncie Joakim Noah. Tyle samo punktów miał Derrick Rose. - Myślę, że nie byliśmy zbyt mocni mentalnie. Graliśmy dobrą koszykówkę, ale w pewnym momencie to wszystko runęło. Jesteśmy jeszcze młodym zespołem i musimy wciąż się wiele uczyć - powiedział francuski podkoszowy Bulls.
Chicago Bulls - Cleveland Cavaliers 98:121 (21:24, 31:38, 24:37, 22:22)
Chicago: Joakim Noah 21 (20 zb), Derrick Rose 21, Luol Deng 16, Flip Murray 11, Kirk Hinrich 10, Brad Miller 7, Taj Gibson 4, Hakim Warrick 3, Jannero Pargo 3, Devin Brown 2, James Johnson 0, Chris Richard 0.
Cleveland: LeBron James 37 (12 zb, 11 as), Antawn Jamison 24, Mo Williams 19, Anthony Parker 12, J.J. Hickson 10, Shaquille O'Neal 6, Delonte West 6, Anderson Varejao 3, Jamario Moon 2, Daniel Gibson 2, Zydrunas Ilgauskas 0, Jawad Williams 0.
Stan rywalizacji: 3:1 dla Cleveland
To była prawdziwa teksańska walka. Rywalizacja do ostatniej akcji oraz ostre spięcia pomiędzy zawodnikami to chleb powszedni w play off. San Antonio Spurs po raz trzeci pokonało Dallas Mavericks i mimo, że przegrywało w serii 0:1, to oni są znacznie bliżej awansu. To wspaniały prezent dla Tima Duncana, który obchodził w niedzielę 34. urodziny, choć tego spotkania do udanych na pewno nie zaliczy.
Podkoszowy Spurs miał tylko cztery punkty (1/9 z gry), ale sprawy w swoje ręce wzięli jego kompani. Kapitalny występ zaliczył George Hill, autor 29 oczek przy fantastycznej skuteczności 11/16. Zawodnik, którego San Antonio wypatrzyło bardzo daleko w drafcie dwa lata temu, jest w chwili obecnej jednym z kluczowych ogniw w układance Gregga Popovicha. - Od dnia kiedy mnie wybrali wiedziałem, że pasuję do tego zespołu - przyznał bohater niedzielnej potyczki.
Mavs jeszcze na początku trzeciej odsłony prowadzili +14, ale ta odsłona była nich prawdziwą zmorą. Zdobyli w niej 11 punktów, przestrzelili ostatnie 11 rzutów z gry i zanotowali osiem strat. Na dodatek na parkiecie zaczęły się ostre i czasem bezmyślne faule (Najera na Ginobilim) czy ostre wymiany zdań (Jefferson-Butler).
Goście próbowali jeszcze wrócić do gry w końcówce, ale Manu Ginobili w końcu przełamał impas w rzutach z obwodu i trafił celną trójkę. - Nie myślimy na razie o trzech zwycięstwach z rzędu. Skupiamy się na meczu numer 5 i tylko o tym teraz myślimy - powiedział Jason Kidd.
San Antonio Spurs - Dallas Mavericks 92:89 (20:17, 17:31, 29:11, 26:30)
San Antonio: George Hill 29, Manu Ginobili 17, Richard Jefferson 15, Antonio McDyess 10, Tony Parker 10, DeJuan Blair 7, Tim Duncan 4 (11 zb), Matt Bonner 0, Keith Bogans 0.
Dallas: Dirk Nowitzki 17 (11 zb), Caron Butler 17, Shawn Marion 14, Jason Terry 13, Jason Kidd 10, Brendan Haywood 10, Jose Barea 8, Erick Dampier 0, Eduardo Najera 0.
Stan rywalizacji: 3:1 dla San Antonio
Plan wykonany w 100. proc. Utah Jazz dwukrotnie u siebie zwyciężyła Denver Nuggets i może spokojnie wybrać się na piąty mecz do Kolorado. W tej chwili Jazzmani są w o wiele lepszej formie od swoich rywali i jeśli Carmelo Anthony i spółka nie wezmą się do roboty, to szybko odpadną z dalszej rywalizacji. - Jesteśmy w dobrej pozycji do tego, aby wygrać tę serię - powiedział Deron Williams, zdobywca 24 punktów i 13 asyst. Double-double w postaciu 31 punktów i 13 zbiórek uzbierał również Carlos Boozer.
Przewaga gospodarzy rosła z kwarty na kwartę, a w ostatniej odsłonie wynosiła już 19 punktów. Wtedy pogoń rozpoczął Anthony, który zdobył 12 ze swoich 39 punktów. Na niewiele to się jednak zdało, bowiem deficyt z poprzednich odsłon był już zbyt duży. - Zaczynamy mecz całkiem dobrze, ale potem z jakiejś przyczyny wszystko się zmienia i przegrywamy 10-11 punktami - irytował się lider Nuggets, który powinien spojrzeć w statystyki. Aż 18 strat przy 13 asystach to współczynnik gorszy niż zły.
Denver, które prowadziło w tej serii 1:0, teraz musi martwić się, aby nie odpaść. W środowym meczu w Pepsi Center bardzo wiele będzie zależało od Billupsa, Smitha i Martina. Jeśli oni zagrają na swoim wysokim poziomie, Bryłki mogą jeszcze przedłużyć swoje szanse na grę w półfinale. - Robię wszystko, co w mojej mocy, aby pokonać Jazz, ale potrzebuję pomocy. Nie chcę pokazywać palcami na nikogo, ale jako zespół musimy to zrobić wspólnie - stwierdził Anthony. Ciekawe kogo miał na myśli.
Utah Jazz - Denver Nuggets 117:106 (31:25, 23:20, 32:23, 31:38)
Utah: Carlos Boozer 31 (13 zb), Deron Williams 24 (13 as), C.J. Miles 21, Wesley Matthews 18, Paul Millsap 12, Kyrylo Fesenko 6, Kyle Korver 3, Kosta Koufos 2, Ronnie Price 0.
Denver: Carmelo Anthony 39 (11 zb), Chauncey Billups 14, Kenyon Martin 14, Nene 10 (11 zb), J.R. Smith 10, Arron Afflalo 9, Ty Lawson 8, Chris Andersen 2, Johan Petro, Joey Graham 0.
Stan rywalizacji: 3:1 dla Utah
-> W jak Wade, w jak wygrana. Czytaj więcej o meczu Miami - Boston<-