Final Four Euroligi: Theodorakis Papaloukas ósmy raz z rzędu

Jeden z najlepszych rozgrywających w Europie, a na pewno najlepszy szósty zawodnik w ostatniej dekadzie, Theodorakis Papaloukas po raz ósmy z rzędu zagra w Final Four Euroligi, którą to imprezę wygrywał już dwukrotnie. Ta sztuka nie udała mu się jednak w zeszłym sezonie w barwach Olympiacosu Pireus. Teraz ma być zgoła inaczej, gdyż wicemistrz Grecji jest głównym faworytem imprezy w Paryżu.

Koszykarska Europa ma dzisiaj tylko dwóch zawodników, którzy pamiętają Final Four z Barcelony w roku 2003 a jednocześnie brali udział w każdej następnej najważniejszej imprezie rozgrywek pucharowych i będą uczestniczyć w takowej w najbliższych dniach w Paryżu. Są to: Amerykanin J.R. Holden oraz Grek Theodorakis Papaloukas. - Nawet ostatnio rozmawiałem o tym z J.R., bo od czasów gry w CSKA jesteśmy przyjaciółmi, i muszę przyznać, że bardzo cieszę się, że wspólnie dzierżymy to osiągnięcie - przyznaje grecki obrońca, choć dodaje jednocześnie - Dla mnie, po tylu latach, zaczyna to być jak nawyk. Dlatego ważniejsze w tej chwili jest to, że gram w Final Four drugi raz z rzędu z Olympiacosem.

Pierwsze Final Four było dla 26-letniego wówczas zawodnika sporym rozczarowaniem, gdyż jego klub, CSKA Moskwa, zajął czwarte miejsce. Sezon później był już brązowy medal, zaś w 2006 roku w Pradze rosyjski hegemon sięgnął po złoto. - Najpiękniejsze wspomnienia mam ze stolicy Czech. Wygraliśmy wówczas pierwsze trofeum i choć w dwa lata później wywalczyliśmy kolejny tytuł mistrzowski, a w 2007 było srebro - nic nie zastąpi mi zwycięstwa w Pradze - wspomina Papaloukas, który przeciwko Maccabi Tel Awiw zdobył 18 punktów, miał siedem zbiórek i sześć fauli wymuszonych, co ostatecznie złożyło się na 28 oczek evaluation i nagrodę MVP meczu finałowego.

Grecki rozgrywający ma wielki bagaż doświadczeń. W ciągu ośmiu lat nieprzerwanej przygody z Euroligą i Final Four rozegrał setki meczów na najwyższym poziomie, lecz według niego samego, triumfalna przeszłość nie jest wystarczająca by osiągać sukcesy. - Doświadczenie nie wystarczy, bo przecież inne zespoły, inne zawodnicy również są doświadczeni, ograni. Potrzeba kilku innych rzeczy. Musimy być poważni od pierwszej do ostatniej minuty i musimy szanować naszych rywali - tłumaczy Papaloukas, dodając - Jeśli nam się poszczęści, jeśli wszystkie elementy splotą się razem, zagramy w finale, a tam może zdarzyć się wszystko.

Dla 33-letniego gracza sukces z Olympiacosem to sprawa honoru. Wszystkie jego osiągnięcia nierozerwalnie związane są z CSKA, której koszulkę przywdziewał przez sześć pełnych sezonów, zdobywając nie tylko dwa złota Euroligi, ale także sześć mistrzostw Rosji. Z drużyną z Pireusu wywalczył póki co tylko wicemistrzostwo Grecji. - Olympiacos to ekipa z mojego kraju, a wywalczenie jakiegokolwiek trofeum z zespołem krajowym czy zagranicznym to zupełnie inna sprawa - wyznaje koszykarz. - Nie ma nic lepszego od uniesienia w górę pucharu. Przeżyłem to dwa razy a skoro dana mi jest możliwość walki o trzecie podejście, zrobię wszystko co w mojej mocy, by tego dokonać - zapewnia Grek.

W półfinale Euroligi Olympiacos zmierzy się z Partizanem Belgrad i choć serbska ekipa notuje w tym sezonie sensację za sensacją, trudno będzie jej rywalizować z faworytem. Grecki zespół stawiany jest w roli najpoważniejszego kandydata do triumfu i bukmacherzy nie zastanawiają się czy zagra w wielkim finale, ale jedynie przeciwko komu. - Zdajemy sobie sprawę z własnych możliwości i umiejętności i bardzo liczymy, że to nam uda się zająć jedno z dwóch miejsc w samolocie z napisem "Finał Final Four Paryż 2010". I nie interesuje nas w ogóle to, kto będzie naszym przeciwnikiem. Szanujemy każdy zespół, ale żeby sięgnąć po złoto, nie możemy bać się nikogo - kończy pewnym głosem Papaloukas.

Komentarze (0)