Do Polski Nikolę Jovanovicia sprowadził w lecie transferowym 2008 roku Milija Bogicević, który był wówczas asystentem pierwszego trenera w Atlasie Stali Ostrów Wielkopolski. Wydawało się, że koszykarz będzie tylko jednym z wielu graczy, jacy przewijają się przez ostrowski klub, znany z dokonywania co najmniej kilkunastu zmian w trakcie jednego sezonu. Na domiar złego obawy zwiększyły wraz z przylotem zawodnika do klubu. Wszak Jovanović miał być podstawowym silnym skrzydłowym zespołu, lecz jego budowa skłaniała raczej do myślenia, że Serb uprawia jakąś lekkoatletyczną dyscyplinę sportu.
Wszystko zmieniło się jednak, gdy rozpoczął się sezon. Atlas Stal grał w kratkę, ale postawa serbskiego zawodnika imponowała. W trzech pierwszych spotkaniach zdobywał średnio 15 punktów, zaś do końca sezonu zasadniczego rozegrał tylko cztery mecze, w których rzucił mniej niż 10 oczek. Przeciwko zespołowi Asseco Prokomu Gdynia w ćwierćfinale play-off, Jovanović notował zaś przeciętnie 19,2 punktu i 6,4 zbiórki. - To był bardzo dobry czas, który tak naprawdę otworzył mi drogę do lepszego klubu. I choć nie awansowaliśmy dalej, pokazaliśmy kawał charakteru - wspomina Serb.
Dwanaście miesięcy później, gracz utrzymał swoją formę i ponownie przeciwko gdyńskiemu zespołowi rzucał średnio 17 oczek i zbierał 6,25 piłki. Tylko, że tym razem nie był to ćwierćfinał, ale wielki finał, a Jovanović przywdziewał trykot Anwilu Włocławek, do którego przeszedł po świetnym sezonie w Ostrowie Wielkopolskim. I choć wielu zastanawiało się, jak koszykarz udźwignie presję gry w lepszym klubie o wyższe cele, okazało się, że ich wątpliwości są kompletnie bezpodstawne.
Po całym sezonie serbski gracz może pochwalić się średnimi na poziomie 14,1 punktu i 4,7 zbiórki, co daje mu miano najlepszego strzelca w Anwilu. Nic więc dziwnego, że po tak udanych rozgrywkach, zakończonych wicemistrzostwem Polski, kierownictwo włocławskiego klubu postanowiło niemalże natychmiast zaproponować koszykarzowi przedłużenie umowy. - Rzeczywiście, rozmawiałem chwilę o tym co ma być w przyszłym sezonie, choć raczej powinienem powiedzieć, że to trener i władze klubu zapewnili mnie, że widzą mnie nadal w zespole - mówi Serb.
Zapytany o konkrety nowej propozycji, Jovanović szybko ucina temat. - Na razie nie czas by o tym mówić, teraz chciałbym odpocząć po sezonie, który był dla nas wyjątkowo dobry, ale też wyjątkowo wyczerpujący. Najważniejsze, że mam sygnał z klubu oraz od trenera, że chcieliby bym został. To budujące - dodaje zawodnik, który powrócił już do rodzinnej Serbii, by odpocząć od koszykówki i spędzić trochę czasu z bliskimi. Nie ukrywa jednak, że przedłużenie kontraktu z Anwilem byłoby dla niego korzystnym rezultatem. - Oczywiście, że chciałbym zostać. Nie mam żadnego argumentu "przeciw", a właściwie tylko same "za". Klub okazał się w stu procentach profesjonalny, zrobiliśmy kapitalny wynik, a na dodatek fani we Włocławku są najlepsi w Polsce - wylicza serbski skrzydłowy.
Rok temu w jednym z wywiadów bardzo pogardliwie o Jovanoviciu wyraził Filip Dylewicz, który powiedział o nim, że wygląda jak koszykarz z serbskiej okręgówki. Podczas tegorocznego finału gracz Anwilu raz po raz swoim firmowym, szybkim rzutem sprzed głowy trafiał kolejne trójki przez ręce Jana Hendrika Jagli, a siedzący na trybunach Michał Ignerski oraz Robert Witka z uznaniem kręcili głowami i gestykulacją rąk kopiowali nietypowy sposób oddawania rzutów przez Serba. - Niektórzy sądzą, że nie jestem groźny w ataku, ale to tylko lepiej dla mnie. Poprzez element zaskoczenia mogę być bardziej pomocny dla mojego zespołu - kwituje Jovanović. W sezonie 2009/2010 jego pomoc była nieoceniona dla Anwilu Włocławek. Czy trykot tej drużyny będzie przywdziewał również w przyszłych rozgrywkach, dowiemy się na kilka tygodni.