Sopocianie dobrze rozpoczęli spotkanie i już po chwili prowadzili 4:0. Zgorzelczanie ponownie mieli problemy w ataku, a pierwsze punkty za sprawą akcji 2+1 dopiero po trzech minutach zdobył Dragisa Drobnjak. Widać było, iż przygraniczna drużyna wyciągnęła wnioski z wczoraj, bowiem zupełnie ograniczone zostały poczynania Jovo Stanojevicia. Prokom prowadził, ale gdy trzy trójki trafił Thomas Kelati, to zgorzelczanie powadzili 17:11, a kwartę wygrali 22:16.
PGE Turów w drugiej odsłonie meczu nadal prowadził, ale największe emocje towarzyszyły drugiej minucie tej odsłony. W posiadaniu piłki był Thomas Kelati, ale został mocno sfaulowany przez Milana Gurovicia, który po chwili rzucił się z pięściami na zawodnika Turowa i zapoczątkował bójkę. Na boisko wbiegli niemal wszyscy koszykarze i zaczęli odciągać Gurovicia, ale ten nie dawał za wygraną i w dalszym ciągu starał się uderzyć Kelatiego. Za ten incydent Serb otrzymał faul dyskwalifikujący, a Kelati, podobnie jak trenerzy Filipovski i Pacesas za nieupilnowanie ławki rezerwowych, został ukarany faulem technicznym.
Sopocianie byli w tarapatach, bowiem zostali zmuszeni radzić sobie bez swojego najlepszego strzelca. To podziałało motywująco na Davida Logana, który bez skrupułów trafił za trzy, a po chwili za dwa. Prokom był zupełnie rozbity i przegrywał do przerwy 31:43, ani razu nie trafiając za trzy punkty.
Po zmianie stron mistrzowie Polski rzucili się do odrabiania strat. Bardzo skutecznie i niezwykle pewnie grał Filip Dylewicz, a ciężar zdobywania punktów wziął na siebie Donatas Slanina, do którego dołączył Simonas Serapinas. Obie ekipy zdecydowanie bardziej skoncentrowały się na defensywie, ale zgorzelczanie mieli na dodatek problem w ataku, co pozwoliło gospodarzom za sprawą celnych trójek zniwelować osiem punktów i zbliżyć się na 49:53. Wówczas spod kosza trafił Robert Witka, a niezwykle ważny rzut za trzy w jeszcze bardziej niezwykłej sytuacji trafił David Logan i PGE Turów prowadził 58:49 i zakończył kwartę wynikiem 60:52.
Prokom na czwartą kwartę wyszedł bardzo zdeterminowany i po trójkach Slaniny i Serapinasa przegrywał zaledwie 58:61. PGE Turów utrzymywał się na prowadzeniu tylko i wyłącznie dzięki indywidualnym akcjom Logana, ale jego partnerzy nie ustrzegli się od błędów.
Końcówka niedzielnego spotkania była niezwykle dramatyczna. Zgorzelczanie prowadzili 66:60, ale Prokom Trefl mozolnie odrabiał straty. PGE Turów w ciągu sześciu minut zdobył zaledwie sześć punktów, jednak Donatas Slanina i Simonas Serapinas doprowadzili do remisu na nieco ponad trzy minuty przed końcem meczu. Wtedy piłkę mieli goście, ale Robert Witka pomylił się przy rzucie za trzy. Akcją pod kosz odpowiedział Filip Dylewicz, który nie trafił. Celnie dobił jednak Krzysztof Roszyk i Prokom wyszedł na prowadzenie 68:66. Faulowany przez Mustafę Shakura Andres Rodriguez wykorzystał rzuty wolne, a Logan przechwycił piłkę, jednak jego kontratak spalił na panewce. Trafił jednak Slanina sprzed rąk Dragisy Drobnjaka i na nieco ponad sześć sekund do końca spotkania ponownie prowadzili gospodarze. Całe boisko przebiegł Logan i pewnie trafił, a o czas poprosił trener Tomas Pacesas. Przy wyprowadzeniu piłki zza linii bocznej podanie otrzymał Serapinas i trafił za trzy, a mistrzowie Polski, wygrywając 73:70, wyrównali stan finałowej rywalizacji na 2:2.
Zgorzelczanie pod wodzą Saso Filipovskiego jeszcze nigdy nie wygrali w Sopocie, a w niedzielę byli bardzo blisko dokonania tego, jednak czegoś zabrakło i słoweński szkoleniowiec musi porozmawiać o tym ze swoimi graczami. Na wyciągnięcie wniosków ma niewiele czasu, bowiem kolejny mecz już w środę w Zgorzelcu.
Prokom Trefl - PGE Turów Zgorzelec 73:70 (16:22, 15:21, 21:17, 21:10)
Prokom Trefl: Dylewicz 18 (1), Slanina 18 (3), Serapinas 10 (3), Sow 8, Gurović 5, Shakur 5, Masiulis 3, Milicić 2, Roszyk 2 i Stanojević 2.
PGE Turów: Logan 21 (3), Kelati 16 (4), Ljubotina 7, Rodriguez 7, Witka 6 (1), Drobnjak 5, Kitzinger 5, Scekić 3, Nana 0 i Petrović 0.