Stalowa Wola stała się sportowym zaściankiem - rozmowa z Michałem Wołoszynem, nowym koszykarzem Kotwicy Kołobrzeg

Po bardzo dobrym sezonie 2009/2010 Michał Wołoszyn mógł ze spokojem patrzeć w przyszłość. Losy jego macierzystego zespołu, Stali Stalowa Wola mocno się zawiły i skrzydłowy musiał sobie poszukać nowego pracodawcy. Ostatecznie po dłuższym niż się spodziewano oczekiwaniu związał się z Kotwicą Kołobrzeg. - Chciałem grać w koszykarskim mieście a takim na pewno jest Kołobrzeg - mówił w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Michał Wołoszyn.

Kamil Górniak: Dość długo musiałeś czekać na nowy klub. Nie męczyło cię takie czekanie?

Michał Wołoszyn: Podchodziłem do kwestii podpisania nowej umowy raczej bardzo spokojnie. Uważa, że zrobiłem wszystko co w mojej mocy starając się jak najlepiej zaprezentować w każdym meczu w barwach Stalówki w minionych rozgrywkach. Reszta była już zależna od mojego agenta. Wiedziałem, że będę musiał się przeprowadzić, gdyż gra w Stali była niemożliwa z racji wycofania się jej z rozgrywek. Byłem cierpliwy i to się opłaciło.

Dlaczego akurat Kotwica?

- Wybrałem Kotwicę, gdyż to ona wybrała mnie (śmiech). Chciałem grać w koszykarskim mieście a takim na pewno jest Kołobrzeg. Wiem, że będziemy mogli liczyć na oddanych kibiców. Nie lubię dużych aglomeracji więc pod tym względem Kołobrzeg będzie idealny. Poza tym cały czas śledzę ruchy kadrowe kołobrzeskich działaczy i widzę, że szykuje się tutaj ciekawy zespół. Osoba szkoleniowca Dariusza Szczubiała miała również spore znaczenie. Będę miał też darmową kurację jodową przez cały rok (śmiech).

Były jakieś inne propozycje? Czy ta z Kołobrzegu była najkonkretniejsza?

- Jakieś zainteresowanie moją osobą było, ale teraz to nie ma już większego znaczenia. Jestem zawodnikiem Kotwicy i tylko to się teraz liczy.

Dobry rok gry w Stali owocuje tym, że nadal będziesz grał w ekstraklasie. Opłacało się chyba wrócić i wywalczyć awans ze Stalówką?

- To były dwa świetne lata w barwach ukochanej Stali. Na początku po kilkunastu latach udało się nam awansować do ekstraklasy, z później rozegrać bardzo dobry sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej. Jako młody chłopak z wypiekami na twarzy oglądałem naszych koszykarzy rywalizujących w ekstraklasie jeszcze w latach 90-tych. Teraz sam mogłem stanąć przed swoimi kibicami i walczyć dla Stali. To było coś pięknego. Teraz w sercu jest ogromny żal, że to wszystko tak się skończyło w Stalowej Woli.

Stal się rozpada, ale większość z was ma już nowe kluby. Razem z tobą w ekstraklasie grać będzie Michał Gabiński i Jacek Jarecki. To pokazuje, że Stal wychowuje dobrych zawodników.

- Szkolenie młodzieży w Stalowej Woli zawsze stało na wysokim poziomie. W minionym sezonie zdarzały się sytuacje, że na boisku w barwach Stali było jednocześnie pięciu wychowanków. To naprawdę wyjątkowa sytuacja. Mam nadzieję, że do Stalowej Woli szybko wróci basket na dobrym poziomie i młodzi adepci koszykówki będą mieli się na kim wzorować i dzięki temu z większą motywacją będę rywalizowali i starali się przebić do pierwszego zespołu.

W Stalowej Woli są też znakomici trenerzy. Jak odebrałeś sukces kadry U-17 prowadzonej przez Jerzego Szambelana. W tym zespole gra też twój kolega ze Stali Grzegorz Grochowski.

- To co osiągnęli ci chłopcy...po prostu brak słów. Kiedy czytałem o kolejnych sukcesach naszych juniorów rozpiera mnie duma. W końcu Polacy pokazali, że też potrafią. Kiedyś siatkarze zdobywali najwyższe laury na mistrzostwach świata w juniorskich kategoriach a później kadra zaczęła odnosić niebywałe sukcesy, co pociągnęło za sobą całą dyscyplinę. Oby to również był dobry prognostyk dla koszykówki. Co do Grześka to naprawdę świetny chłopak. On miał 16 lat, kiedy przychodził na treningi do ekstraklasowego zespołu i na tle dużo bardziej doświadczonych zawodników pokazywał, że ma głowę do basketu. Trzymam za niego mocno kciuki. Poza tym to strasznie sympatyczny chłopak.

Czy byłbyś zadowolony z takiej samej roli w Kotwicy jaką odgrywałeś w Stali? Niby rezerwowy, ale silny punkt zespołu.

- W Stali byłem silnym punktem zespołu i zrobię wszystko, aby również stanowić o sile Kotwicy. O tym jaką będę pełnił rolę w nowej drużynie będzie zależało m.in. od trenera. Jaka by ona nie była, to pozostanie mi tylko wywiązywać się z niej jak najlepiej i jeśli nasz szkoleniowiec i działacze będą ze mnie zadowoleni to ja również będę.

Będziesz grał kilkaset kilometrów od domu. Nie przeraża cię to? Wcześniej jednak występowałeś w klubach bliżej Stalowej Woli.

- Wiadomo, że najlepiej grać blisko rodziny, ale cóż taki jest los sportowca. Nie ma co narzekać. Cieszę się, że mogłem grać dwa lata w rodzinnym mieście i jestem za to bardzo wdzięczny. Teraz będę miał możliwość poznania nowych ludzi i nowych miejsc. To również bardzo fajna sprawa.

Czy przychodząc do Kotwicy postawiłeś sobie już jakiś cel?

- Trzeba iść do przodu krok po kroku. Pierwszym moim celem jest dobre przygotowanie do sezonu, pokazanie się jak najlepiej w sparingach, wpasowanie się w zespół a na końcu pokazać swoją wartość w lidze. Jak każdy sportowiec uwielbiam wygrywać więc tak naprawdę tylko to się liczy. Chciałby aby o Kotwicy było głośno i nasi kibice mogli być z nas dumni. Obserwowałem w jakiej temperaturze toczą się derbowe pojedynki na Pomorzu więc chciałbym wszystkie wygrać.

Wierzysz, że do Stalowej Woli wróci niebawem przynajmniej 1 liga? Coś się musi zmienić w otoczeniu koszykarskim, czy może w samym mieście?

- Wszystko zależy od tego jak długo w Stalowej Woli nie będzie basketu na dobrym poziomie. Im dłużej będzie się ten stan utrzymywał, tym trudniej będzie go odbudować. Piłkarze Stali spadli do drugiej ligi i tak Stalowa Wola z miasta, które mogło poszczycić się grami zespołowymi na dobrym poziomie stała się zaściankiem. Byliśmy pozytywną wizytówką miasta na arenie krajowej. O Stalowej Woli w kontekście sportu mówiło się coraz więcej i coraz lepiej. Chodziliśmy po szkołach podstawowych i gimnazjach promując sport jako świetny sposób spędzania wolnego czasu dla dzieciaków zamiast np. siedzenia godzinami przed komputerem. Poza tym wydaje mi się, że byliśmy również atrakcją w samym mieście. Jeśli ktoś tego nie potrafił docenić to cóż. W końcu są dni Stalowej Woli raz do roku więc starczy atrakcji dla mieszkańców. Wydaje mi się, że naturalną sprawą jest to, że jeśli jest sukces to trzeba go rozwijać a nie zaorać wszystko i jak to się mówi ostatni gasi światło.

Komentarze (0)