MŚ grupa D: Sensacyjna Francja, niespodziewany Liban i planowa Litwa

37 punktów Kirka Penney’a, 31 punktów Fadi El Khatiba, zwycięstwo Litwy nad Nową Zelandią i wygrana Libanu nad Kanadą - wszystkie te wydarzenia zostały przyćmione przez megasensację, do której doszło na sam koniec zmagań w grupie D. Osłabiona brakiem Tony’ego Parkera czy Joakima Noaha Francja okazała się lepsza od głównego faworyta imprezy, Hiszpanii!

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski
Jeden Penney to za mało, by Litwinów załamało W pierwszych dwóch akcjach meczu pomiędzy Nową Zelandią a Litwą punkty dla swoich ekip zdobywali liderzy - Kirk Penney oraz Linas Kleiza. Jak się później okazało, był to dopiero początek fantastycznego festiwalu strzeleckiego, który w trakcie spotkania urządzili sobie obaj koszykarze. W indywidualnym pojedynku górą był Nowozelandczyk, autor aż 37 oczek, lecz po meczu to Litwin (27 punktów) mógł się uśmiechnąć, wszak to drużyna naszych wschodnich sąsiadów wygrała pierwszy mecz grupy D 92:79. O ile początek spotkania wskazywał jednoznacznie, że walka kosz za kosz będzie toczyła się do ostatnich minut, bowiem na udane zagrania Jonasa Maciulisa i Martynasa Geceviciusa każdorazowo odpowiadał Penney, gdy tylko 30-letniego strzelca zabrakło na parkiecie w drugiej kwarcie, do głosu doszli rywale. Najpierw wyszli na prowadzenie 35:26, a chwilę później 41:28, gdy potężnym wsadem popisał się Kleiza. Podopieczni Nenada Vucinicia zdobyli w drugiej części pojedynku ledwie 10 oczek, co było wodą na młyn dla bardzo dobrze dysponowanych ofensywnie graczy Litwy. Po zmianie stron na parkiecie pojawił się jednak ponownie Penney, więc wartość ataku Nowej Zelandii znacznie wzrosła. Były koszykarz Maccabi Tel Awiw oraz litewskiego Żalgirisu Kowno szybko zdobył sześć oczek i przewaga Europejczyków zmniejszyła się najpierw do jedenastu (55:44), a potem do tylko ośmiu punktów (59:51). I gdy w pewnym momencie wydawało się, że koszykarze z Antypodów całkowicie przejmą inicjatywę na parkiecie, gdyż Penney’a zaczął wspomagać Mika Vukona, kapitalną trójkę odpalił Kleiza, po chwili jego wyczyn skopiował Maciulis i po trzech kwartach na tablicy wyników pojawił się rezultat 74:61. Ostatnia odsłona była niemalże identyczną kopią wcześniejszej - Nowozelandczycy szarpanymi akcjami starali się zmniejszać straty, ale Litwini cały czas kontrolowali wynik i utrzymywali kilkunastopunktowy dystans, którego nie oddali do ostatniego gwizdka.
Nowa Zelandia - Litwa 79:92 (24:25, 10:25, 27:24, 18:18)
Nowa Zelandia: Penney 37 (1x3), Vukona 19 (1x3), Abercrombie 7 (11 zb.), Jones 6 (1x3), Pledger 5, Bradshaw 3 (1x3), Tait 2, Anthony 0, Cameron 0, Fitchett 0, Kench 0 Litwa: Kleiza 27 (3x3), Jankunas 15, Maciulis 14 (1x3), Delininkaitis 8, Gecevicius 8, Kalnietis 6, Klimavicius 6 (2x3), Jasaitis 4, Javtokas 2, Pocius 2, Seibutis 0 Cios zadany w decydującym momencie Rewelacyjna czwarta kwarta, wygrana przez podopiecznych Taba Baldwina 24:13, pozwoliła Libanowi wygrać pierwszy mecz na tureckich mistrzostwach. Pokonany zespół Kanady prowadził jeszcze do trzydziestej minuty, lecz kapitalna gra Fadi El Khatiba, który zdobył 31 punktów i miał osiem zbiórek, odebrała ekipie spod znaku Klonowego Liścia wszelką nadzieję w czwartej kwarcie. Mecz lepiej rozpoczęli późniejsi zwycięzcy, którzy po trzech akcjach wygrywali 6:0. Chwila nieuwagi spowodowała jednak, że Kanadyjczycy szybko poukładali szyki po obu stronach parkietu i dzięki udanym zagraniom swoich najlepszych strzelców, m.in. nowego koszykarza Asseco Prokomu Gdynia Denhama Browna, objęli prowadzenie 20:12. Z marazmu równie szybko otrząsnęli się jednak Libańczycy i po pierwszej kwarcie mieliśmy remis, zaś druga odsłona, w której wynik przez długi czas oscylował wokół remis, dała ostatecznie nieznaczne (37:34) prowadzenie podopiecznym Leo Rautinsa. Wydawało się więc, że faworyt utrzyma swój rytm i w drugiej połowie, którą notabene rozpoczął od pięciu zdobytych oczek z rzędu (42:34). Nic bardziej mylnego, gdyż sprawy w swoje ręce wziął wspomniany El Khatib. 31-letni skrzydłowy uznał, że skoro słabszy dzień ma zwyczajowy lider Libanu Jackson Vroman (jedynie osiem oczek), ktoś inny musi zacząć zdobywać punkty. Zawodnik Al Riyadi rzucił więc aż szesnaście oczek w tej kwarcie, otrzymał wsparcie od Rony’ego Faheda i po trzydziestu minutach prowadzenie Kanady zmalało do tylko jednego oczka. Kanadyjczycy próbowali jeszcze przejąć kontrolę nad wydarzeniami na parkiecie; dwie trójki trafił Brown, jego wyczyn powtórzył Joel Anthony, lecz czwarta odsłona była teatrem tylko jednego aktora. El Khatib trafiał z półdystansu i spod kosza, a będąc faulowanym, skutecznie egzekwował rzuty wolne i ostatecznie dał zwycięstwo Libanowi 81:71.
Kanada - Liban 71:81 (20:20, 17:14, 21:23, 13:24)
Kanada: Anthony 17, Brown 13 (3x3), Rautins 10 (2x3), Shepherd 10 (2x3), Bucknor 6 (2x3), Kendall 6 (11 zb.), Famutimi 4, Anderson 3 (1x3), Sacre 2, Bell 0 Liban: El Khatib 31 (2x3), Fahed 17 (3x3), Freije 12, Vroman 8, Abdelnour 7, Rustom 6, Kanaan 0, Mahmoud 0 "Trójkolorowa" megasensacja Tego się nikt nie spodziewał! Osłabiona brakiem kilku podstawowych koszykarzy reprezentacja Francji okazała się lepsza od naszpikowanej gwiazdami Hiszpanii. Trener Vincent Collet z różnych przyczyn nie może skorzystać w Turcji z Tony’ego Parkera, Joakima Noaha, Ronny’ego Turiafa i Rodrigue Beauboisa, lecz mimo to prowadzona przez niego drużyna pokonała w pierwszym swoim meczu na Mistrzostwach Świata kandydata do złota 72:66! Spotkanie lepiej rozpoczęli jednak faworyci, którzy po dziesięciu minutach objęli prowadzenie 18:9. Przewaga ta powiększyła się nawet do dwunastu oczek (23:11), gdy punkty na początku kolejnej odsłony zdobył Alex Mumbru. Do tego momentu wszystko szło zgodnie z planem nakreślonym przez trenera Sergio Scariolo, lecz później cała strategia runęła w gruzach. Francuzi poukładali swoją grę w ataku i fazę między dwunastą a dwudziestą minutą wygrali aż 16-5. Straty z pierwszej kwarty zostały więc odrobione jeszcze przed przerwą. Świetne zawody od pierwszej minuty rozgrywał Mickeal Gelabale. Skrzydłowy Cholet Basket grał odważnie w ofensywie, nieustannie szukał dla siebie miejsca na parkiecie i to przynosiło efekt. Mimo to Hiszpania, głównie dzięki punktom Juana Carlosa Navarro i Rudy’ego Fernandeza, utrzymywała kilkupunktowy dystans w trzeciej kwarcie, prowadząc m.in. 43:37, oraz na początku czwartej (50:46). Wspomniany Gelabale przełamał jednak przeciwnika po raz pierwszy na kilka minut przed końcem - po jego trafieniu Francja objęła prowadzenie 51:50. Po chwili rzutem za trzy odpowiedział jeszcze Felipe Reyes, ale w tym momencie to już ekipa "Trójkolorowych" była na fali. Pięć oczek z rzędu zdobył Nicolas Batum, trójkę dodał zaledwie 20-letni Andrew Albicy, a Hiszpania z akcji na akcję traciła kontrolę nad wydarzeniami na parkiecie. Ze stanu 56:53 nagle zrobiło się 65:54 i stało się jasne, że gracze Scariolo potrzebują już tylko cudu by wyrwać zwycięstwo. Tym bardziej, że do końca meczu pozostawało około dwóch minut. Gdy zaś w trzech kolejnych akcjach Hiszpanie nie potrafili rozpaczliwymi rzutami umieścić piłki w koszu, a Albicy czterokrotnie przymierzył z linii rzutów osobistych, megasensacja stała się faktem!
Francja - Hiszpania 72:66 (9:18, 18:10, 16:16, 29:22)
Francja: Gelabale 16 (2x3), Batum 14 (2x3), Albicy 13 (2x3), Koffi 11, Traore 7, Mahinmi 5, Pietrus 4, Diaw 2, Bokolo 0, de Colo 0, Jackson 0 Hiszpania: Navarro 17 (3x3), Fernandez 13 (2x3), Reyes 9 (1x3), Gasol 8, Rubio 6, Garbajosa 3 (1x3), Llull 3, Lopez 3, Mumbru 3 (1x3), Vazquez 1, Claver 0 Tabela

Msc Drużyna M PKT Z P Bilans
1 Litwa 1 2 1 0 92:79
2 Liban 1 2 1 0 81:71
3 Francja 1 2 1 0 72:66
4 Hiszpania 1 1 0 1 66:72
5 Kanada 1 1 0 1 71:81
6 Nowa Zelandia 1 1 0 1 79:92

Harmonogram gier 2 dnia grupy D: Litwa - Kanada (godz. 16:30) Liban - Francja (godz. 19:00) Hiszpania - Nowa Zelandia (godz. 21:30)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×