- Naszym celem jest zwycięstwo w każdym kolejnym spotkaniu - to zdaniem trenera Asseco Prokomu cel na ligę. W tym sezonie mistrzów Polski czeka jednak batalia na trzech frontach. Oprócz rodzimych rozgrywek jest to Euroliga i Liga Zjednoczona VTB. - Chcemy zaprezentować się z dobrej strony. I nie można tutaj mówić o jakimś konkretnym, wyidealizowanym celu. Będzie super jeśli uda nam się wejść do fazy TOP 16 Euroligi. Ten zespół dopiero się kształtuje. Trzeba wypracować pewne schematy. Straciliśmy bowiem dwóch liderów pod względem punktów, asyst i zbiórek. Nie ukrywam, że zastąpić ten duet będzie bardzo ciężko. Oni stanowili niemal połowę wartości drużyny - mówi Pacesas.
Szkoleniowiec gdynian ma w tym miejscu na myśli Davida Logana, a także Qyntela Woodsa. - Musimy szukać nowych liderów. Dokoptować do składu jeszcze jednego nowego zawodnika. Tak, aby w jakimś procencie udało się zastąpić wspomniane ubytki. Budowa silnego zespołu wymaga czasu. Pamiętamy zresztą jak było w przypadku Logana. Wygraliśmy w rundzie zasadniczej tylko dwa mecze na wyjeździe i jeden w TOP 16. W drugim roku było już o wiele lepiej. Wymagało to jednak czasu, zgrania, poznania siebie i zespołu - nie kryje.
Gwiazdą polskiej ligi powinien stać się Bobby Brown: - Bobby Brown jest bardzo utalentowanym zawodnikiem. Na pewno jeszcze jakiegoś koszykarza pozyskamy. Zaznaczam jednak, że wymaga to czasu. Oczywiście najłatwiej byłoby nie liczyć się z wydatkami, ściągnąć gotowych graczy i walczyć o mistrzostwo. To nie taka łatwa sprawa. Znamy przykłady z piłki nożnej, że ściągnięcie gwiazd wcale nie gwarantuje wyników. Przed nami sporo pracy. Czekają nas gorsze i lepsze momenty. Musimy jednak przez to przebrnąć - zauważa Tomas Pacesas.
- Ciężko mi jednoznacznie stwierdzić jaki jest poziom naszych rywali. My obraliśmy taki a nie inny wariant przygotowań i skupiliśmy się na grze z drużynami zagranicznymi - kontynuuje pytany o przygotowania do sezonu i siłę rywali ligowych. - Chcieliśmy się sprawdzić na tle mocnych rywali. Zobaczyć, jakie elementy szwankują i nad czym jeszcze musimy popracować. Nawet niedawny mecz z Lublaną pokazał, że trzeba poprawić grę pod koszem. Takich elementów jest jednak więcej. Każde spotkanie pozwala wyeliminować błędy, doszlifować pewne niuanse. Zwycięstwo z Koszalinem zawdzięczamy właśnie zbiórkom. Muszę przyznać, że ciężko gra się przeciwko tak szalonej drużynie. Pięciu ludzi oddaje rzuty za trzy i wszystkie wpadają.
Pacesas przyznaje, że sporo materiału szkoleniowego dostarczyły mu sparingi z Efesem: - Wiele nam dały również sparingi z Efesem. Drugi pojedynek powinniśmy rozstrzygnąć na swoją korzyść. Jestem zadowolony z tych gier. Cieszę się również, że ostał się trzon drużyny z poprzedniego sezonu. Sporo oczekuję od Browna. Bobby powinien przejąć tę pałeczkę lidera.
- Ewidentnie brakuje nam natomiast skrzydłowego. Takiego zawodnika szukamy - kontynuuje. - Owszem chciałbym mieć go już od dzisiaj, ale wszystkiego nie da się przeskoczyć. Euroliga startuje bowiem niebawem a my nie mamy jeszcze kompletnego składu - utyskuje Litwin.
Opiekun mistrzów Polski odniósł się także do kwestii postępu jego podopiecznych oraz wskazał, kto jego zdaniem poczyni największy krok do przodu: - Wiele spodziewam się po Adamie Łapecie, Mateuszu Kostrzewskim. Swoje szanse gry dostanie również Kitzinger i Witka. Talent tkwi w Mrozie. Solidnym zawodnikiem jest Przybyszewski. Musi to jednak udowodnić na parkiecie. Na pewno brakuje nam kontuzjowanych: Przemka Przybyszewskiego i Szubargi. Jest to stratą dla zespołu. Ale oni wrócą i będą mieli pole do popisu. Są plusy i są minusy. Jakoś musimy sobie jednak radzić - wymienia.
- Nie jesteśmy w NBA, gdzie co dwa dni są mecze rozgrywane, a na spotkania udajesz się samolotem. Nas czeka długa droga w autokarze do Zielonej Góry. Potem wracamy i wylatujemy na Ukrainę. Fizycznie można pokonać ten problem, ale niekoniecznie już jakościowo. My nie znamy wielu zespołów w lidze. Nie znamy ich siły. Nie wiemy czego się spodziewać. Koszalin mógł nas zaskoczyć i tak też momentami było. Ilość musimy przekuć w jakość. Nie wyobrażam sobie, aby 12 tych samych zawodników jeździło z nami na mecze. Fizycznie jest to niemożliwe. A nie o to przecież chodzi. Umiejętnie musimy więc szafować siłą zespołu i szukać optymalnych rozwiązań personalnych - puentuje Pacesas.