W środę Inżynierowie pokonali w derby Warszawy Polonię 2011. Po znakomitej pierwszej połowie wydawało się, że rozbiją rywali w proch i pył, później w ich grze nastąpił jednak nieoczekiwany przestój. - To jest młodość - tłumaczy w rozmowie ze SportoweFakty.pl Starcević. - Chciałem dać szansę mniej doświadczonym graczom. Drugą połowę grałem praktycznie siedmioma zawodnikami, to mało na rywala, który tak dużo biega. Troszeczkę zabrakło nam siły - relacjonuje.
Większość meczu na ławce rezerwowych spędził doświadczony Leszek Karwowski, nie zagrał Piotr Pamuła, trener oszczędnie korzystał z usług Jarosława Mokrosa. Na parkiecie pojawili się za to Wojciech Olesiński, Roman Szymański i Marek Popiołek. - Duży ciężar spadł na tych młodych - przyznaje Starcević. - Pierwszą połowę zagraliśmy świetnie, po przerwie po prostu to oni byli lepsi, skuteczniejsi w rzutach za dwa i za trzy - ciągnie.
Liderowi podobne przestoje zdarzać się jednak nie powinny. - Kiedy masz 18 lat, nic cię nie obowiązuje - uśmiecha się Starcević. - To, że mamy na koncie 7 zwycięstw, nie ma znaczenia, kiedy wychodzisz na parkiet. My mieliśmy 12 punktów, Polonia 2. Na parkiecie tego nie było widać - tłumaczy. - Nie narzekam jednak. Dobrze, że wygraliśmy mecz. Zadowolony jestem też z drugiej połowy, bo przecież Poloniści to także... moi zawodnicy. Widać u nich spory potencjał, to cieszy.
Polonia jest dla Politechniki klubem filianym. Najlepsi gracze Czarnych Koszul zostali latem Inżynierom wypożyczeni, środowe derby miały więc wymiar szczególny. - Nie jest to pierwszy raz, gdy mam do czynienia z taką sytuacją - przyznaje Starcević. - Na takie mecze ciężko jest się zmobilizować i grać konsekwentnie do końca. My walczymy o play-off, oni o uniknięcie play-out. Mam nadzieję, że się wreszcie odblokują i będą grać tak, jak w drugiej połowie z nami - kończy.