- Mieliśmy sporo problemów w ataku, co odcisnęło piętno także na naszej defensywie. Zmierzyliśmy się z zespołem, który konsekwentnie trzymał się swojego planu gry. To pomogło odnieść rywalom zwycięstwo - powiedział Baron Davis.
Los Angeles Clippers po słabym początku (spudłowanych 14 z 16 pierwszych rzutów) zdołał odrobić jedenastopunktową stratę i wyjść w drugiej kwarcie na prowadzenie. Ostatnie słowo w pierwszej połowie należało jednak do Dallas Mavericks, a konkretnie do Jasona Kidda. Gracz z Teksasu w ostatniej sekundzie przed przerwą rzucił przez trzy czwarte boiska. Ku jego zaskoczeniu piłka wylądowała w koszu.
- Zebrałem piłkę i pomyślałem, że doczekam do syreny. Jason Terry kazał mi jednak rzucić. Miałem sporo szczęścia. Ta akcja dała nam pozytywny zastrzyk energii - stwierdził gracz z Dallas. Po jego rzucie Mavs wyszli na prowadzenie 49:47.
Akcja Kidda:
W trzeciej kwarcie gospodarze na krótko doprowadzili do remisu. Dallas złapało wiatr w żagle, co w połączeniu z kłopotami z celownikiem Clippers pozwoliło im na odskoczenie koszykarzom z Los Angeles. Mavericks do samego końca kontrolowali przebieg wydarzeń.
Po stronie zwycięzców sześciu graczy zaliczyło dwucyfrową zdobycz punktową. Najwięcej oczek (17) uzbierał Caron Butler. W Clips najskuteczniejszy był Blake Griffin, który rzucił 16 punktów.
Los Angeles Clippers - Dallas Mavericks 83:99 (23:27, 24:22, 19:29, 17:21)
(Butler 17, Nowitzki 16 (7zb), Terry 15 (5as), Kidd 13 (9zb, 7as) - Griffin 16 (9zb), Kaman 13 (13zb), Jordan 10)
Obydwie drużyny do meczu przystępowały w odmiennych nastrojach - Oklahoma City Thunder dotychczas nie przegrali, a Utah Jazz nie zaznali smaku zwycięstwa.
Na podopiecznych Jerry'ego Sloana spadła fala krytyki. - Chcieliśmy pokazać, że nie jesteśmy słabym zespołem. Wydaje mi się, że tym spotkaniem pokazaliśmy wielu osobom, iż były w błędzie mówiąc o nas złe rzeczy - powiedział Paul Millsap, który zaaplikował Grzmotowi 30 punktów. Oprócz tego zebrał 16 piłek i miał 6 asyst.
Jazz przeważali przez całe spotkanie. Ich dominacja była najbardziej widoczna w drugiej kwarcie. Ostatnie pięć i pół minuty wygrali 17:4, dzięki czemu na przerwę schodzili mając o szesnaście punktów więcej od rywali. W kolejnej odsłonie przewaga jeszcze bardziej wzrosła (73:46). Thunder robili wszystko co w ich mocy, aby odwrócić losy meczu, ale nie byli w stanie poradzić sobie z drużyną z Salt Lake City, która dyrygowana była przez Derona Williamsa (15as, 16pkt). Zawodników Scotta Skilesa stać było jedynie na zmniejszenie rozmiarów porażki.
Kevin Durant zdobył dla Thunder 28 punktów.
Oklahoma City Thunder - Utah Jazz 99:120 (23:27, 17:29, 34:35, 25:29)
(Durant 28, Westbrook 22 (5as), Green 17 (9zb) - Millsap 30 (16zb, 6as), Jefferson 23 (10zb), Miles 21)
Kibice w STAPLES Center byli świadkami meczu do jednego kosza. Los Angeles Lakers nie mieli żadnych problemów z pokonaniem Golden State Warriors. Po pierwszej kwarcie podopieczni Phila Jacksona prowadzili 34:14, dzięki czemu spokojnie mogli kontrolować to co się działo na parkiecie.
- Nasza pierwsza piątka nie zagrała tak jak oczekiwałem. Z Lakers na ich terenie trzeba wykorzystywać każdą okazję - powiedział trener Wojowników, Keith Smart.
Warriors starali się dotrzymać kroku grającym na luzie gospodarzom. Cały czas jednak utrzymywało się wysokie prowadzenie Jeziorowców. Ostatnia kwarta to znów popis Kobe Bryanta (20pkt) i spółki. Ekipa z Los Angeles odskoczyła na 34 punkty i potwierdziła swoją dominację w tym starciu.
- Cieszymy się, że dobrze nam idzie - powiedział najskuteczniejszy w Lakers Pau Gasol. Hiszpan na swoim koncie zapisał 26 oczek. Dla przegranych 20 punktów zdobył Monta Ellis.
Los Angeles Lakers - Golden State Warriors 107:83
(Gasol 26 (12zb), Bryant 20 (7zb), Odom 16 (14zb) - Ellis 20, D.Wright 18, B.Wright 11)