NBA: Byczy występ Denga

Skrzydłowy Chicago Bulls zanotował świetne spotkanie. Zaaplikował Portland Trail Blazers aż 40 punktów (14/19 z gry), co jest rekordem jego kariery. Poprzedni najlepszy wynik (38) również ustanowił przeciwko tej drużynie.

- Wydaje mi się, że jest to tylko i wyłącznie zbieg okoliczności. Piłka często do mnie trafiała, a ja rzucałem. Jeśli ofensywa dobrze funkcjonuje to trzeba być gotowym na to, że w każdej chwili można oddać rzut - powiedział bohater Chicago Bulls.

Po jednym z trafień Luola Denga na 5:48 przed końcem miejscowi prowadzili 101:84. Portland Trail Blazers szukali swojej szansy na zmniejszenie strat. W ciągu kilku następnych minut po akcjach Dante Cunninghama i Armona Johnsona udało im się zmniejszyć przewagę Byków do dziewięciu punktów, ale podopieczni Toma Thibodeau szybko ich skontrowali i przypieczętowali swój sukces.

- To nie był nasz wieczór. Fajnie byłoby utrzymać status niepokonanych, ale przegraliśmy - stwierdził Marcus Camby. Drużyna ze stanu Oregon wygrała swoje trzy pierwsze mecze.

Oprócz Denga jednym z autorów zwycięstwa był Derrick Rose. Rozgrywający Byków uzbierał 16 oczek i 13 asyst (wyrównany rekord kariery). - Kontrolowałem tempo spotkania. Rywale zmuszali mnie do podań podwajając mnie. Na szczęście koledzy trafiali - powiedział Rose.

33 punkty (12/19 z gry) dla Blazers zdobył LaMarcus Aldridge.

Chicago Bulls - Portland Trail Blazers 110:98 (32:21, 24:26, 32:26, 22:25)

(Deng 40, Rose 16 (13as), Gibson 12 - Aldridge 33 (9zb), Roy 17, Johnson 10)

Po pierwszej kwarcie mało kto dawał szanse Królom na pokonanie Toronto Raptors. Zespół z Kalifornii przegrał tę odsłonę 16:33. Na domiar złego z ostrym bólem brzucha zmagał się Tyreke Evans.

Królowie pokazali ambicję i wolę walki. - Zagraliśmy świetnie w drugiej połowie. Mam nadzieję, że w przyszłości unikniemy takich spotkań - powiedział trener Paul Westphal. Jego zawodnicy po fatalnym początku przez cały mecz gonili Raptors. W trzeciej kanadyjska drużyna chwilowo zatrzymała pościg miejscowych i odskoczyła na szesnaście punktów. Taki obrót spraw jeszcze bardziej rozjuszył gospodarzy.

Ku radości kibiców po trójce Omri Casspiego Sacramento wyszło na prowadzenie 96:95. Ten sam zawodnik trafił po raz kolejny kilka minut później i wówczas na tablicy świetlnej widniał wynik 107:99 dla miejscowych. Bardzo dobrze spisywał się także rookie DeMarcus Cousins. Kings nie wyciągnęli jednak żadnych wniosków z utraty prowadzenia przez Raptors. Kanadyjczycy doprowadzili do emocjonującej końcówki. Szczęście jednak sprzyjało ekipie z Kalifornii.

Najlepszym zawodnikiem Królów był Evans (23pkt, 7zb), który przed spotkaniem otrzymał nagrodę dla Najlepszego Debiutanta poprzedniego sezonu. Po drugiej stronie 28 punktów rzucił Andrea Bargnani.

Toronto Raptors - Sacramento Kings 111:108 (16:33, 35:29, 27:24, 33:22)

(Evans 23 (7zb), Udrih 17, Cousins 16 - Bargnani 28, DeRozan 24, Kleiza 18)

Los Angeles Clippers - San Antonio Spurs 88:97 (26:26, 18:24, 21:25, 23:22)

(Gordon 23 (11as), Kaman 18 (8zb, 5as), Griffin 17 (8zb) - Parker 19 (9as), Jefferson 18, Neal 16)

Tabele:

EASTERN CONFERENCE

ATLANTIC DIVISION

Z P Proc.

1. New Jersey 2 1 .667

1. Boston 2 1 .667

3. NY Knicks 1 2 .333

4. Toronto 1 2 .333

5. Philadelphia 0 3 0

CENTRAL DIVISION

1. Indiana 2 1 .667

1. Chicago 2 1 .667

3. Milwaukee 1 2 .333

3. Cleveland 1 2 .333

5. Detroit 0 3 0

SOUTHEAST DIVISION

1. Atlanta 3 0 1.000

2. Miami 3 1 .750

3. Orlando 1 1 .500

4. Washington 0 2 0

5. Charlotte 0 3 0

WESTERN CONFERENCE

NORTHWEST DIVISION

1. Portland 3 1 .750

2. Oklahoma City 2 1 .667

2. Denver 2 1 .667

4. Utah 1 2 .333

4. Minnesota 1 2 .333

PACIFIC DIVISION

1. LA Lakers 3 0 1.000

2. Sacramento 3 1 .750

3. Golden State 2 1 .667

4. Phoenix 1 2 .333

5. LA Clippers 0 4 0

SOUTHWEST DIVISION

1. New Orleans 3 0 1.000

2. Memphis 2 1 .667

3. San Antonio 2 1 .667

3. Dallas 2 1 .667

5. Houston 0 3 0

Komentarze (0)