Stołeczni koszykarze pokazali, że bez pomocy Johna Walla są w stanie wygrać. Na własnej skórze przekonali się o tym zawodnicy drużyny z Kanady. Raptors byli bezradni wobec ataków Wizards.
- Jestem zaskoczony, że moja drużyna zagrała bez jakiejkolwiek energii - powiedział trener Jay Triano. Problemy jego zespołu były szczególnie widoczne w trzeciej kwarcie przegranej przez Raps 21:36. Taki obrót spraw postawił ich w trudnej sytuacji przez ostatnią odsłoną.
Toronto wykorzystując rozluźnienie po stronie Waszyngtonu odrobiło niewielką część strat.
Pod nieobecność Walla w pierwszej piątce wyszedł Gilbert Arenas. Fani zgotowali mu ciepłe przyjęcie nagradzając go brawami. - Bardzo byłem zaskoczony tym faktem, ponieważ wokół mnie w ostatnim czasie działo się wiele złego - stwierdził Arenas, który odwdzięczył się kibicom poprzez zdobycie 20 punktów (10 w trzeciej kwarcie).
Washington Wizards - Toronto Raptors 109:94 (27:23, 27:24, 36:21, 19:26)
(Blatche 22 (7zb, 5as), Arenas 20 (7zb, 6as), Young 20 (6zb) - Weems 16, Kleiza 15, Jack 13 (5as))
Nieobecność Brandona Roya nie przeszkodziła Blazers w odniesieniu zwycięstwa. Kontuzjowanego zawodnika świetnie zastąpił Wesley Matthews, który przeciwko Memphis Grizzlies zanotował 30 punktów. - Zrobił wszystko co oczekiwaliśmy. Pokazał się w obronie, jak i w ataku - podsumował występ swojego podopiecznego Nate McMillan.
Spotkanie było bardzo wyrównane, żadna z drużyn nie osiągnęła przewagi wyższej niż siedem oczek. W ostatniej kwarcie prowadzenie zmieniało się jak w kalejdoskopie. Dopiero w samej końcówce przy stanie remisowym po 93 Trail Blazers w ciągu kilkunastu sekund rzucili sześć punktów bez żadnej odpowiedzi ze strony gospodarzy.
Grizzlies odkuli się dopiero pięć sekund przed końcem, kiedy trafił Rudy Gay (20pkt). Faulowany Andre Miller wykorzystał jeden z dwóch osobistych i tym samym przypieczętował zwycięstwo swojej drużyny. Rozmiary porażki równo z końcową syreną zmniejszył Mike Conley.
Memphis Grizzlies - Portland Trail Blazers 99:100 (17:22, 28:29, 25:20, 29:29)
(Gay 20 (8zb, 5as), Randolph 19 (14zb), Mayo 17 - Matthews 30, Miller 19 (9as), Aldridge 23)
Kiedy chwilę po rozpoczęciu czwartej kwarty po akcji Gary'ego Forbesa Bryłki prowadziły 98:82 wydawało się, że nic złego gospodarzom się nie przytrafi. Knicks przebudzili się i zaczęli kąsać miejscowych. Na tyle skutecznie, że udało im się wrócić do gry. W pewnym momencie przegrywali zaledwie 108:109. Denver skutecznie odpierało zakusy gości.
Decydująca dla losów zwycięstwa była akcja nowojorskiej drużyny, a w zasadzie strata Raymonda Feltona na 11 sekund przed końcem przy stanie 118:115 dla Nuggets. Przyjezdni musieli ratować się przewinieniami. Wybór padł na Carmelo Anthony'ego, który wykorzystał jeden z dwóch osobistych. Później zrehabilitował się Felton trafiając trójkę i znów przewaga zespołu George'a Karla była najmniejsza z możliwych. Końcowy rezultat ustalił Chauncey Billups.
Denver Nuggets - New York Knicks 120:118 (26:26, 35:28, 33:28, 26:36)
(Anthony 26 (9zb), Harrington 22, Forbes 19 (9zb) - Stoudemire 24 (6zb), Chandler 23, Fields 21 (17zb), Gallinari 21 (10zb))
Pozostałe mecze:
Cleveland Cavaliers - Philadelphia 76ers 101:93 (19:23, 35:31, 26:16, 21:23)
(Gibson 18 (8as), Graham 13, Moon 13 (8zb) - Young 17 (8zb), Turner 16 (9zb), Brand 13 (11zb))
Indiana Pacers - Atlanta Hawks 92:102 (24:21, 25:29, 16:27, 27:25)
(Granger 22 (6zb), Hibbert 18 (15zb), Dunleavy 14 - Smith 25 (8zb), Bibby 16 (7as), Horford 15 (6zb))
Milwaukee Bucks - Los Angeles Lakers 107:118 (29:35, 30:25, 22:33, 26:28)
(Jennings 31 (6as), Gooden 22 (13zb), Maggette 15 - Bryant 31 (7zb), Brown 21, Gasol 18 (10zb))
Houston Rockets - Chicago Bulls 92:95 (26:19, 15:30, 30:14, 21:32)
(Scola 27, Miller 21, Martin 18 - Rose 33 (7as), Deng 16 (10zb), Noah 12 (9zb))