Mateusz Stępień: Rozpoczął pan treningi biegowe. Kiedy do tych zajęć dołączy piłka i wróci pan do gry?
Paweł Storożyński: W tej chwili trudno to powiedzieć. Przez najbliższych kilka dni mam właśnie biegać, tak po 20-25 minut. Jeśli po tym czasie noga nie będzie mnie boleć, obciążenie zajęć wzrośnie. Jednak, gdy będzie inaczej, będę zmuszony poddać się zabiegowi. A tego już bym nie chciał. We Francji konsultowałem się z kilkoma lekarzami, którzy przedstawili mi trzy różne opinie na temat tego, co mam teraz robić. Jedną z nich był zastrzyk. Wybrałem tę opcję.
Jest szansa, że zagra pan w tym sezonie?
- Jestem dobrej myśli i mam nadzieję, że tak. W przypadku, gdy nie będzie konieczna operacja, o której powiedziałem wcześniej, prawdopodobieństwo na mój szybszy powrót się zwiększy. Ale teraz, na 100 proc. nie odpowiem. Jest na to za wcześnie.
A jeśli będzie pan już zdolny do gry, powróci do Siarki Tarnobrzeg?
- Jak będą mnie tam potrzebować, to wrócę. Jeśli nie, pójdę do innego klubu. Żałuję, że nie dane było mi wystąpić z tą drużyną w lidze. Musiałem ją opuścić, bo ból w kolanie był nie do zniesienia. Operacja w tym wypadku była konieczna.
Czy po opuszczeniu drużyny porozumiał się pan z trenerem Zbigniewem Pyszniakiem w sprawie ewentualnego powrotu do drużyny?
- Z trenerem jestem w kontakcie, podobnie jak z innymi zawodnikami, m.in. Tomkiem Pisarczykiem, Michałem Baranem, Danielem Wallem. Do szkoleniowca zadzwoniłem z gratulacjami po wygranym przez Siarkę meczu z Polpharmą. Miałem nadzieję, że tych zwycięstw będzie więcej. Życzę ich tej ekipie. Słyszałem, że ostatnio doszedł do niej nowy zawodnik.
Wojciech Barycz, który z Siarką wywalczył w zeszłym sezonie awans do TBL, ale początek tego rozpoczął w pierwszoligowym Big Starze Tychy.
- No właśnie. Fajnie, gdyby okazał się on w ekstraklasie dużym wzmocnieniem. Utrzymanie się Siarki w TBL, byłoby wielkim sukces. Bo warunki na ten poziom w Tarnobrzegu są: fajna hala, kibice, dobra atmosfera. Szkoda, by taka drużyna miałaby spaść. Ale nie ma co martwić się na zapas.
Pomimo tego, że nie spędził pan w Tarnobrzegu zbyt dużo czasu, pozytywnie wyraża się pan o klubie z tego miasta i o otoczce dookoła niego.
- Tak, bo tam naprawdę jest sympatyczna atmosfera. A po trudnym poprzednim sezonie w Sportino, oczywiście nie w kwestii zawodników oraz trenera i moich relacji z nimi, a względem klubu - jego organizacji i ludzi w nim pracujących - taka zmiana jest pozytywna.
W ostatniej rozmowie z naszym portalem odważanie mówił pan o długach, jakie Sportino posiada wobec pana. Sięgają one kilku miesięcy. Czy od tamtego czasu coś się zmieniło? (poprzedni wywiad z Pawłem Storożyńskim: "Nie jesteśmy żadnymi szmatami ani śmieciarzami" ukazał się 7 czerwca).
- Niestety nic nie ruszyło się do przodu. Sprawą tą zajmują się moi prawnicy. Z tego co wiem, to inni zawodnicy, którzy grali ze mną w Sportino, też nie dostali pensji za kilka miesięcy.
Myślał pan, by ubiegłym sezonie, wrócić do Francji i zagrać w którymś klubie z tamtejszych lig?
- Szybko porozumiałem się z Siarką i nie było takiej potrzeby. Ale jakieś dwa tygodnie temu, gdy przebywałem we Francji otrzymałem dwie oferty od drużyn z Pro B (druga liga francuska - przyp. red). Wytłumaczyłem jednak władzom tych klubów, jaka jest moja obecna sytuacja zdrowotna i skończyło się na: "sorry, ale na razie nie jestem w stanie grać".
Jak oprócz biegania, będzie pan odbudowywał formę?
- Będę trenował z francuską drużyną Dijon, a gdy dojdę do formy, wraz z moim agentem zaczniemy rozglądać się za klubem na dłużej. Z Siarką nie mam ważnego kontraktu. Nie został więc on rozwiązany po moim odejściu, jak niektórzy informowali, bo nie było co rozwiązywać. Moje problemy zdrowotne wyszły przed podpisaniem umowy.
W Auxerre będzie miał pan także okazję do spotkania z Ireneuszem Jeleniem, obecnie także kontuzjowanym napastnikiem pana ulubionej piłkarskiej drużyny.
- No tak i już wiem, jaki będzie jeden z tematów tej rozmowy: kolana (śmiech). Obaj mamy je teraz kontuzjowane.