NBA: Floryda - Suns 2:0, cztery punkty Gortata

Jednostronne widowisko mieliśmy w Orlando, gdzie Magic nie mieli żadnych problemów z pokonaniem Phoenix Suns. Zespół z Arizony na Florydzie przegrał po raz drugi z rzędu. Nadal bez zwycięstwa na wyjeździe są Los Angeles Clippers.

Łukasz Brylski
Łukasz Brylski

Słońca do meczu przystąpiły osłabione brakiem Steve'a Nasha. Obrońca doznał urazu pachwiny i trener Alvin Gentry nie chciał ryzykować kontuzji i zostawił swojego podopiecznego na ławce.

- Wszystko w tej drużynie kręci się wokół niego, dlatego nie ma co się dziwić, że grało się im trudno - stwierdził trener Orlando, Stan Van Gundy. Słońca walkę nawiązywały przez kilka pierwszych minut. Goście przez chwilę nawet prowadzili. Później do głosu doszli zawodnicy Magic, którzy rozpoczęli rozbijanie swoich rywali. Prowadzeni przez Jameera Nelsona (15pkt, 12as) z każdą chwilą powiększali dystans. Po trzech kwartach przewaga wynosiła 32 oczka. W ostatniej odsłonie grający na luzie i rezerwowym składem miejscowi stracili połowę ze swojego prowadzenia, ale i tak Suns nie byli im w stanie zagrozić.

- W przeszłości miałem już podobne nieudane wizyty na Florydzie. Nie ma co się załamywać, mamy nowych koszykarzy i musimy się zgrać. Cały czas się poznajemy, na szczęście sezon jest długi - powiedział Grant Hill (21pkt).

W składzie Orlando aż sześciu zawodników kończyło spotkanie z dwucyfrową zdobyczą punktową. W tym gronie nie było Marcina Gortata, który w ciągu szesnastu minut spędzonych na parkiecie na swoim koncie zapisał 4 oczka (1/6 z gry), 6 zbiórek, 2 bloki. Oprócz tego popełnił 4 przewinienia i faul.

Orlando Magic - Phoenix Suns 105:89 (31:15, 31:19, 29:25, 14:30)

(Howard 20 (12zb), Richardson 15, Nelson 15 (12as) - Hill 21, Clark 12 (6zb), Dudley 11)

Miłe złego początki w Indianapolis mieli Los Angeles Clippers. Zawodnicy z Miasta Aniołów wygrali z Pacers pierwszą kwartę, ale później pozwolili gospodarzom przejąć inicjatywę.

Spora w tym zasługa Danny'ego Grangera (22pkt), który po uprzykrzał życie Ericowi Gordonowi. Koszykarz Clippers w pierwszej kwarcie zdobył 11 ze swoich 19 punktów. Później jednak trener Jim O'Brien desygnował do pilnowania Grangera. Wyłączony z gry Gordon oznaczał problemy dla Clippers. Podopieczni Vinny'ego Del Negro przestali grać skutecznie, co wykorzystali gospodarze. Pacers na przerwę schodzili przy wyniku 53:43. Później ich prowadzenie urosło nawet do 29 punktów i mogli cieszyć się z kolejnego zwycięstwa w sezonie.

- Tak dalej być nie może. Pracujemy ciężko, ale cały czas przegrywamy. W wielu przypadkach nie chodzi o kwestie sportowe, ale o brak wiary w końcowy sukces - oznajmił po meczu Blake Griffin (12pkt). Dla jego zespołu była to siódma porażka z rzędu na wyjeździe.

Indiana Pacers - Los Angeles Clippers 107:80 (22:25, 31:18, 27:16, 27:21)

(Granger 22 (7zb, 5as), Hibbert 18 (8zb), Rush 14, Price 14 (6as) - Gordon 19, Griffin 12 (8zb), Aminu 12 (8zb))

Pozostałe mecze:

Portland Trail Blazers - Denver Nuggets 86:83 (16:28, 27:17, 26:26, 17:12)

(Aldridge 24 (10zb), Matthews 20 (10zb), Miller 16 (6as) - Anthony 18 (8zb), Harrington 17, Afflalo 16 (11zb))

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×