Niesamowity wyczyn Celtów!

Ten wieczór był dla kibiców Los Angeles Lakers niemniej emocjonujący i dramatyczny aniżeli dla fanów polskiego futbolu. Jeziorowcy fantastycznie rozpoczęli czwartkowy pojedynek i po kilkunastu minutach było praktycznie po meczu... Koszykarze w zielonych trykotach pokazali jednak charakter i w fantastyczny sposób odrobili 24-punktową stratę wygrywając w Staples Center 97:91! To pierwsza przegrana Lakers we własnej hali w tegorocznych play off.

W tym artykule dowiesz się o:

Wszystko zaczęło się jak w bajce. Pierwsza kwarta to prawdziwy popis Lamara Odoma, który ani razu nie pomylił się z gry (6/6) i uzbierał 13 punktów. Na początku drugiej kwarty, z powodu 2 faulu, na ławkę usiadł Kevin Garnett, co miało być gwoździem do trumny dla gości. Fantastycznie dysponowany w meczu numer 3 Sasha Vujacic celnie przymierzył zza linii 7,24m i prowadzenie Lakers urosło do niespotykanych rozmiarów - 45:21. Jak się później okazało były to pierwsze i ostatnie punkty Słoweńca i początek fatalnego końca Jeziorowców...

- Oni byli zdeterminowali i nie pozwolili się zbić tego wieczoru. Za każdym razem kiedy dotykałem piłki miałem już przy sobie 3-4 obrońców - mówił po meczu Kobe Bryant, który zagrał poniżej swoich możliwości. Jego 17 punktów przy mizernej skuteczności 6/19, to najgorszy występ od ponad 2 miesięcy. Co najgorsze, Bryant nie był w stanie pomóc swojej drużynie w najważniejszych momentach pojedynku. Na swoim dobrym poziomie zagrał z kolei Pau Gasol, zdobywca 17 punktów i 10 zbiórek.

To wszystko jednak okazało się zbyt mało na Boston a w szczególności Wielką Trójcę, która w drugiej połowie zdobyła w sumie 34 punkty przy 33 całego Los Angeles! Jeszcze na 6 minut do końca trzeciej kwarty Lakers prowadzili różnicą 20 punktów. Wtedy do frontalnego ataku przystąpili podopieczni Doca Riversa kończąc tą odsłonę runem 21:3! Niezwykle ważne w tym okresie gry okazały się dwie trójki w wykonaniu Eddiego House’a, który dostał więcej minut na parkiecie z powodu lekkiej kontuzji Rajona Rondo.

Już na początku ostatniej odsłony na tablicy wyników pojawił się remis - 73:73. Od tego momentu inicjatywa należała już tylko do przyjezdnych, którzy złapali wiatr w żagle. Świetne akcje w wykonaniu Ray’a Allena i Paula Pierce’a szybko pozwoliły odjechać na kilka punktów. Rozpaczliwe akcje Bryanta i rzut Fishera jedynie na chwile odłożyły egzekucję. - Nie chcę jeszcze popadać w zachwyt. Chcę tu wrócić jeszcze raz i wygrać mecz numer 5, wtedy będę mógł głęboko odetchnąć - mówił tuż po meczu Pierce. Kolejne, być może już ostatnie starcie, w najbliższą niedzielę.

Los Angeles Lakers - Boston Celtics 91:97 (35:14, 23:26, 15:31, 18:26)

Lakers: L. Odom 19 (10 zb), K. Bryant 17 (10 as), P. Gasol 17 (10 zb), D. Fisher 13, V. Radmanovic 10, T. Ariza 6, S. Vujacic 3, J. Farmar 3, L. Walton 3, R. Turiaf 0.

Boston: P. Pierce 20, R. Allen 19, J. Posey 18, K. Garnett 16 (11 zb), E. House 11, R. Rondo 5, P.J. Brown 3, L. Powe 3, K. Perkins 2, S. Cassell 0, T. Allen 0.

Stan rywalizacji: 3:1 dla Boston Celtics

Komentarze (0)