GKS Tychy wobec zaległości finansowych m.in. wobec swojego byłego trenera Tomasza Służałka została został zawieszony w rozgrywkach I ligi koszykówki mężczyzn. Gdy z klubu odeszli Wojciech Barycz oraz szkoleniowiec Mariusz Niedbalski wydawało się, że tyski basket stoi nad przepaścią. Sytuacja zmieniła się jednak w mgnieniu oka.
Wszystko rozpoczęło się od rezygnacji z posady prezesa Teresy Dembowskiej. - Składam rezygnację z pełnionej funkcji. Robię to dla dobra tyskiej koszykówki, musiałam to zrobić, by nie zniszczono tyskiej koszykówki. Dziękuję wszystkim zawodnikom, oraz osobom pracującym w klubie za wspólną dotychczasową pracę. Mam nadzieję, że lata naszej wspólnej pracy nie będą zmarnowane - przekazała za pomocą oficjalnej strony klubu Dembowska. - Odchodzę, ale nie zostawiam po sobie spalenizny. Są środki na to, by drużyna nadal funkcjonowała. Nie chcę być grabarzem klubu i próbować go zniszczyć, tak jak trener Służałek i PZKosz.
Po złożeniu rezygnacji Dembowskiej na czele GKS-u stanął dotychczasowy wiceprezes Marek Kostarz. Ten szybko zabrał się do ratowania tyskiej koszykówki podejmując rozmowy z... Służałkiem, który z byłego szkoleniowca tyskiego klubu stał się obecnym!
- Oczekiwałem określonych warunków spłaty zadłużenia, ale podpisanych przez wiarygodną osobę - wyjaśniał na łamach sportslaski.pl Służałek. Kostarz najwyraźniej okazał się tą wiarygodną osobą i wszystko zostało załatwione. Sam doświadczony szkoleniowiec postawił również sprawę jasno, że jeżeli w ogóle może dojść do podpisania umowy, z klubem musi pożegnać się Dembowska i tak też się stało.
Nowe władze klubu szybko przesłały wszystkie odpowiednie dokumenty do Wydziału Gier i Dyscypliny Polskiego Związku Koszykówki, aby klub nie został już ukarany żadnymi walkowerami.