Wielki Breżec - relacja z meczu Anwil Włocławek - Krasnie Krylia Samara

Anwil Włocławek przegrał po raz czwarty w tym sezonie w Pucharze Europy. Tym razem wicemistrzowie Polski nie dali rady zespołowi Krasnie Krylia Samara 83:98, a duża w tym zasługa Primoża Breżeca. Słoweński środkowy rozegrał fantastyczne zawody, notując 25 punktów i 12 zbiórek, i sprawił, że włocławianie mogą już przestać myśleć o awansie do kolejnej rundy.

Pięć punktów z rzędu Paula Millera i celna trójka Nikola Jovanovicia kazały sądzić, że włocławianie są w stanie przeciwstawić się armii gwiazd, która reprezentuje barwy rosyjskiego Krasnye Krylia Samara. Podopieczni Krzysztofa Szablowskiego (tymczasowo zastąpił wysłanego w poniedziałek na urlop Igora Griszczuka) prowadzili bowiem w pewnym momencie 10:9 i 13:11, lecz w kolejnych akcjach swoje show rozpoczął Primoż Breżec.

Słoweniec bez problemów ogrywał Millera, doskonale walczył na atakowanej tablicy (trzy takie zbiórki w pierwszej kwarcie) i dzięki jego ośmiu punktom ekipa z Samary wyszła na prowadzenie 22:13 w 8. minucie meczu. Bardzo dobre spotkanie rozgrywał ponadto Gerald Green. Były mistrz wsadów NBA z łatwością mijał swoich obrońców i zdobywając dziewięć oczek w pierwszej kwarcie, sprawił, że jego ekipa wygrywała w Hali Mistrzów 26:19.

- Oni grali bardzo proste akcje pick and roll, ale kompletnie nie byliśmy w stanie sobie z nimi poradzić. Jeśli zagęszczaliśmy pod koszem, wówczas wysoki gracz, najczęściej Primoż Breżec, oddawał piłkę na obwód skąd trafiali świetnie dysponowali skrzydłowi - komentował trener na konferencji prasowej Szablowski. - Na początku spotkania graliśmy całkiem dobrze, ale kompletnie pogubiliśmy się w drugiej kwarcie, kiedy gospodarze zagrali świetnie w defensywie. Prowadziliśmy przez dłuższy czas, ale Anwilowi udało się przełamać nasze prowadzenie i do przerwy to oni wygrywali - mówił natomiast opiekun gości, Stanislav Eremin.

I rzeczywiście, gra włocławian zdecydowanie odżyła gdy na parkiecie pojawił się D.J. Thompson. Amerykanin jak zwykle biegał po parkiecie jako szalony, ale tym razem jego akcje przynosiły skutek. Rozpędzeni koszykarze Anwilu raz po raz trafiali z kontry, a gdy przeciwnikom udawało się wracać do obrony, wówczas punkty po kombinacyjnych akcjach zdobywali Eric Hicks, Chris Thomas czy Miller. I choć jeszcze w połowie kwarty Krasnie Krylia prowadziła 30:21, kompletnie zdekoncentrowana pozwoliła by wicemistrzowie Polski nie tylko odrobili wszystkie straty, ale i wyszli na prowadzenie 36:35.

Trener Eremin musiał powiedzieć swoim koszykarzom kilka słów prawdy na temat ich postawy w drugiej kwarcie, w której zdobyli tylko dziewięć oczek, i ci po przerwie znowu zaczęli grać bardzo konsekwentnie. Brian Rush i Alexander Anisimov nie forsowali kombinacyjnych, akcji ale z uporem maniaka w pierwszej kolejności szukali przede wszystkim podań do Breżeca. Słoweniec natomiast nie tylko trafiał spod kosza (siedem oczek w pięć minut), ale przede wszystkim zbierał niecelne rzuty kolegów (w 25. minucie miał na swoim koncie aż osiem zbiórek ofensywnych) i wyprowadził swój zespół na prowadzenie 48:40. - Próbowaliśmy w pewnym momencie przejść na obronę strefową, ale oni to świetnie przeczytali i po chwili znowu byli bardzo skuteczni. Grając pewne schematy, trochę ryzykowaliśmy i niestety oni bardzo dobrze czytali naszą defensywę - mówił Szablowski.

W połowie trzeciej kwarty doszło jednak do prawdziwej katastrofy dla Krasnie Krylia. Najpierw faul techniczny popełnił doskonale znany kibicom w Hali Mistrzów Qyntel Woods i przewaga Rosjan zmalała do czterech oczek (44:48), a po chwili dwie celne trójki z rzędu Thomasa oraz Andrzeja Pluty dały włocławianom prowadzenie 50:48. Do końca kwarty gospodarze trafili jeszcze z dystansu trzykrotnie, lecz aż 11 punktami odpowiedział Rush. Po 30 minutach było zatem 63:61 dla gości.

Tuż na początku czwartej kwarty kibice zgromadzeni w Hali Mistrzów byli świadkami koszykówki rodem z NBA. Gerald Green, wszak któżby inny, przejął piłkę na własnej połowie, a następnie popędził kilkanaście metrów i załadował ją do kosza z pułapu, którego nie powstydziliby się nawet skoczkowie na trampolinie, a chwilę później Amerykanin zablokował próbującego skopiować jego wyczyn Dardana Berishę. Zagrania te dały niezwykły zastrzyk energii jego partnerom, a zwłaszcza Rushowi i Anisimovi. Duet obrońców w dwie minuty zdobył osiem oczek i Krasnie Krylia objęła ośmiopunktowe prowadzenie, 75:67.

- Chcieliśmy wyjść na parkiet i od razu sprawić, by nie grali takiej koszykówki, jaką lubią. Chcieliśmy zagrać bardzo intensywnie w obronie i w ataku. Udało się to tylko częściowo, ale na szczęście wywieźliśmy z Włocławka bardzo cenne zwycięstwo - stwierdził wspomniany wcześniej Green, a chwilę później na tablicy wyników było już 80:67 i 84:71, gdy trafiać (po raz kolejny) seriami zaczął Breżec. Słoweński środkowy otrzymywał idealne podania pod koszem i z wielką łatwością raz po raz umieszczał piłkę w koszu. Nie robił sobie nawet nic tego, że w pewnym momencie był podwajany czy potrajany i ostatecznie zakończył mecz z fantastycznym double-double na poziomie 25 punktów (11/11 za dwa) i 12 zbiórek, co łącznie dało mu aż 40 oczek w klasyfikacji evaluation! Drużyna z Samary pokonała natomiast Anwil 98:83.

Anwil Włocławek - Krasnie Krylia Samara 83:98 (19:26, 17:9, 25:28, 22:33)

Anwil: Miller 19, Pluta 15, Thomas 15, Jovanović 12, Majewski 7, Thompson 6, Berisha 5, Hicks 4, Celej 0, Modrić 0

Krasnie Krylia: Breżec 25 (12 zb.), Green 22, Rush 18, Anisimov 16, Davidson 8, Nesterov 4, Kuzyakin 3, Woods 2, Amadou 0, Fomin 0

Komentarze (0)