Udany rewanż ŁKS-u - relacja z meczu Widzew Łódź - ŁKS Siemens AGD Łódź

Koszykarki Łódzkiego Klubu Sportowego zwyciężyły w niedzielę w derbach Łodzi. W hali Widzewa, pokonały one lokalnego rywala 67:58, ani na moment nie oddając w tym spotkaniu prowadzenia.

Hala Parkowa przy ulicy Małachowskiego w Łodzi zapełniła się w niedzielę do ostatniego miejsca. Niestety, z powodu ogromnych antagonizmów, jakie panują w tym mieście między fanami Widzewa i ŁKS-u, zarówno wrześniowy mecz w hali przy al.Unii, jak i teraz pojedynek rewanżowy, mogli oglądać jedynie kibice gospodarzy.

Ogromna stawka tego spotkania, którą były nie tylko 2 punkty do ligowej tabeli, ale przede wszystkim prestiż i prymat w mieście, spowodowała, że oba zespoły wyszły na parkiet bardzo zmobilizowane. Stres ma jednak to do siebie, że działa różnie na różnych ludzi. Widzewiankom tym razem nerwy związały ręce, zaś ich przeciwniczki rozpoczęły znakomicie.

Od stanu 2:2, przez dobre kilka minut punkty zdobywały tylko zawodniczki ŁKS-u. Większość piłek trafiała w pole 3 sekund do Ugo Ohy i Leony Jankowskiej, które wykańczały akcje i powiększały prowadzenie gości. Wynik 2:14, a następnie 3:21, to przyrównując mecz koszykówki do walki bokserskiej, prawdziwy knock-down w I rundzie. Oczywiście, po takim liczeniu można wstać i wygrać całą walkę, ale nie jest to zadanie proste, a przede wszystkim, trzeba się najpierw otrząsnąć po szoku.

Gospodynie powoli "wchodziły" w ten mecz. Z biegiem czasu nawiązały one równorzędną walkę z rywalkami, ale ich straty nadal wynosiły ok. 15 punktów. Główną bolączką Widzewianek była fatalna wręcz skuteczność. Po meczu trener Miodrag Gajić szukał wymówki w ... braku jednego treningu.

- Jak one mają trafiać i jak mam od nich tego wymagać, skoro gramy tak ważny mecz u siebie, a dzień przed nim nie możemy przeprowadzić tutaj treningu, bo są zawody w judo i musimy ćwiczyć w innej hali - mówił jak zwykle w takich sytuacjach zdenerwowany Gajić. Wymówka należy jednak do kiepskich, bowiem jak wytłumaczyć w takim razie zdecydowanie lepszą skuteczność ŁKs-u, który w hali przy ul. Małachowskiego nie gra wcale? 2/9 celnych rzutów za 2 punkty Aleksandry Pawlak, 1/5 Olgi Żytomirskiej i 3/10 Joanny Szymczak-Górzyńskiej - tego nie da się wytłumaczyć brakiem jednych zajęć na obiekcie, na którym trenuje się od ponad 4 miesięcy.

Po przerwie Widzew zaczął mozolnie odrabiać straty, a w obozie ŁKS-u pojawiły się problemy z faulami i zmęczeniem, co nie dziwi w sytuacji, gdy gra się większość meczu zaledwie sześcioma zawodniczkami. Im bliżej było do jego końca, tym początkowo bardzo wyraźna, 20-punktowa przewaga gości, malała coraz szybciej i w pewnym momencie wynosiła już tylko 2 "oczka". Na szczęście dla drużyny Piotra Neydera, ciężar gry na swoje barki wzięły wtedy Magdalena Losi i Roksana Schmidt, ŁKS znów uciekł na 8-9 punktów i dowiózł zwycięstwo do końcowej syreny, po której nastąpił wybuch radości co najmniej taki, jakby stawką meczu było mistrzostwo Polski.

Nie popisali się w niedzielę kibice Widzewa. Poza wulgarnymi okrzykami pod adresem przeciwniczek, czego się w derbach niestety można było spodziewać, w stronę zawodniczek ŁKS-u leciały również sztuczne ognie, butelki i inne przedmioty. Zdarzenia te zapewne znajdą się w raporcie komisarza zawodów i organizator imprezy, a więc Widzew, może spodziewać się wysokich kar.

Widzew Łódź - ŁKS Siemens AGD Łódź 58:67 (12:25, 12:15, 22:14, 12:13)

Widzew: Kenig 10, Pawlak 9, Tondel 9, Kopczyk 8, Chomicka 7, Szymczak-Górzyńska 7, Żytomirska 4, Trojanowska 2, Polit 2.

ŁKS Siemens AGD: Oha 19, Losi 13, Jankowska 12, Schmidt 10, Pasheva 9, Novikava 4, Sobczyk 0.

Sędziowali: Calik i Pełka.

Komentarze (0)