Krzysztof Kaczmarczyk: Zarówno Good Angels Koszyce, jak i Wisła Can Pack Kraków rozegrały w środę bardzo dobre zawody, ale to pański zespół okazał się zwycięzcą. Co było kluczem do osiągnięcia tego sukcesu?
Jose Ignacio Hernandez: Tak, to była fantastyczna koszykówka dwóch znakomitych zespołów. Kluczem okazało się to, że nasza drużyna tworzyła kolektyw. Wśród rywalek wyglądało to zgoła odmiennie. W pierwszej połowie ich gra uzależniona była od Dupree oraz Lawless, natomiast w drugiej tylko Zirkova była w stanie zdobywać punkty. My natomiast mieliśmy w swoich szeregach pięć zawodniczek, które zdobyły 10 i więcej punktów i właśnie to zrobiło różnicę.
Zuzana Zirkova powiedziała, że to Good Angels Koszyce było lepszym zespołem w tym meczu. Zgodzi się pan z tym stwierdzeniem?
- To jej opinia. Jeżeli natomiast to prawda, to ja osobiście jestem zadowolony, że jako słabszy zespół pokonaliśmy ich dwukrotnie. To wielkie wydarzenie wygrać mecz kiedy jest się gorszą drużyną. Zespół z Koszyc generalnie nic wielkiego w rozgrywkach Euroligi nie osiągnął, natomiast Wisła w poprzednim sezonie znalazła się w Final Four, dlatego zasłużyliśmy sobie na szacunek jako zespół. Na parkiecie pokazaliśmy, który zespół jest lepszy.
Kiedy Dobre Anioły prowadziły w końcówce 63:55, sytuacja nie wyglądała najlepiej. Ma pan wrażenie, że przewinienie techniczne, jakim został pan ukarany w tym momencie, było pomocne drużynie? Mogło ono wstrząsnąć na tyle zespołem, że ten od tego momentu zanotował serię 18:5 i wygrał?
- Może w jakimś stopniu mogło to pomóc drużynie, bo od tego momentu moje zawodniczki zaczęły grać zdecydowanie bardziej agresywnie w obronie. Kluczem nie było jednak przewinienie techniczne. Kluczem była wiara w zespół i walka aż do samego końca. Nasza praca w defensywie w ostatnich pięciu minutach meczu była fantastyczna!
Jose Ignacio Hernandez cieszy się z dotychczasowych osiągnięć swojego zespołu w sezonie 2010/2011, ale liczy jednocześnie na udaną drugą część
W pierwszej rundzie fazy play off Wisła Can Pack Kraków będzie rywalizowała z silnym rosyjskim zespołem, jakim niewątpliwie jest Nadieżda Orenburg. Co sądzi pan o tej drużynie, w składzie której są m.in. takie zawodniczki, jak mistrzyni świata Tina Charles czy jedna z największych gwiazd WNBA Becky Hammon?
- Zdecydowanie nie jesteśmy szczęściarzami w tej rundzie. Porażka zespołu z Gorzowa Wielkopolskiego różnicą ponad 50 punktów sprawiła, że team z Orenburga mocno podskoczył w zestawieniu i przesunął się w górę o kilka pozycji. Teraz to my będziemy musieli rywalizować z zespołem, który ma w swoim składzie wiele gwiazd.
No właśnie, gwiazd światowej koszykówki w drużynie z Orenburga nie brakuje. To jednak Wisła Can Pack będzie dysponowała przewagą własnego parkietu, a to daje szanse na przejście tego rywala.
- Grając z przewagą własnego parkietu, mamy pełne prawo myśleć i mieć nadzieję, że jesteśmy w stanie pokonać ten zespół - to nie ulega wątpliwości. Tak jak jednak powiedziałem już wcześniej, rosyjski zespół ma bardzo dużo wspaniałych zawodniczek na każdej pozycji.
Po ewentualnym wyeliminowaniu Nadieżdy, na drodze Wisły Can Pack Kraków do Final Four najprawdopodobniej stanie pańska była drużyna, czyli Halcon Avenida Salamanka. Co pan sądzi o tej ewentualnej ścieżce do turnieju finałowego? Są szanse na to, żeby znaleźć się po raz drugi z rzędu w Final Four?
- To będzie niezwykle trudne zadanie wygrać w Salamance. To jeden z najlepszych zespołów w całej Eurolidze koszykarek. Aktualnie jednak myślimy tylko i wyłącznie o drużynie z Orenburga. Ten zespół w swoim składzie ma takie zawodniczki, jak Hammon, Charles, Christon, Veremyenko czy Sapova, a to wszystko oznacza, że czeka nas dużo ciężkiej pracy w przyszłym tygodniu.
Jelena Leuczanka oraz Nicole Powell - obie te zawodniczki rozegrały bardzo pozytywne zawody w Koszycach. Czas dla tych zawodniczek jest niezwykle ważny, żeby jak najlepiej zgrać się z zespołem. Oznacza to, że im dłużej będzie trwała przygoda tych zawodniczek z drużyną, tym będą one grać lepiej?
- Na pewno tak, ale zespół potrzebuje więcej treningów, gdzie wszyscy razem mogą się zgrywać. To z pewnością pomoże nie tylko im, ale i całej drużynie. To jednak trudne zadanie do wykonania, bowiem grając na przemian w środy i soboty, czasu na treningi nie jest za dużo.
No właśnie, gry wcale nie było mało, bowiem w zasadzie każdy tydzień to podróże pomiędzy Euroligą i Ford Germaz Ekstraklasą.
- Polska liga nie zabezpiecza cię, kiedy grasz w Eurolidze koszykarek. Chciałbym tylko przypomnieć, że Wisła broni honoru polskiej koszykówki i walczy o to, żeby polska koszykówka cały czas się rozwijała i szła do przodu. W środę w Koszycach trzy polskie zawodniczki rozpoczęły spotkanie w pierwszej piątce. Jesteśmy jedynym polskim zespołem, który pozostał w walce w europejskich pucharach, ale liga nam nie pomaga, kiedy musisz grać tak dużo meczów w środy i soboty. Trudno jest wtedy dobrze potrenować. Wracając jednak do Leuczanki oraz Powell, obie są znakomitymi zawodniczkami i każdy kolejny dzień w naszej drużynie pomaga im w adaptacji.
Wracając do polskiej ligi. Po tak fantastycznym meczu i ważnym zwycięstwie w Koszycach będzie pan musiał użyć chyba jakiejś magii, żeby odpowiednio zmobilizować swoje podopieczne do gry przeciwko outsiderowi, czyli ekipie ŁKS Siemens AGD Łódź. Będzie to typowy spacerek dla Wisły Can Pack?
- Nie chcemy popełnić błędów z przeszłości, a dokładniej z poprzedniego sezonu, kiedy to nie byliśmy odpowiednio skoncentrowani na polskiej lidze. Dotychczas zrobiliśmy kawał dobrej roboty w Ford Germaz Ekstraklasie i nie chcemy tego zmarnować, dlatego bardzo poważnie myślimy o trzech naszych kolejnych meczach - z drużynami z Łodzi, Torunia i Poznania. W lidze nie ma łatwych meczów, co pokazało spotkanie w Rybniku z poprzedniego weekendu. Koncentracja musi być na najwyższym poziomie i trwać przez pełne 40 minut spotkania.