Piotr Neyder był trenerem łodzianek tylko przez 3 miesiące. W tym czasie wygrał 2 spotkania, a aż 14 przegrał. W ubiegłym tygodniu złożył on rezygnację z pełnionej funkcji. Oficjalnym powodem były sprawy rodzinne, które zmusiły go do powrotu do rodzinnego Poznania, jednak tajemnicą Poliszynela jest fakt, że to tylko wersja oficjalna. Te nieoficjalne z kolei są dwie. Neyder twierdzi, że nie otrzymał z klubu żadnej wypłaty, a ponadto nie wszystko na linii trener-zawodniczki-działacze przebiegało poprawnie. Wiceprezes klubu Mirosław Trześniewski na łamach prasy mówił natomiast, że szkoleniowiec nie wytrzymał presji i dlatego uciekł z tonącego okrętu.
Jak było naprawdę, nie wiadomo, ale jedno jest pewne - drużynie potrzebny jest trener. A z tym przy al.Unii mają spory problem. Wydawało się, że zespół przejmie Piotr Rozwadowski, jednak ociągał się on mocno z podjęciem ostatecznej decyzji i najprawdopodobniej nie podejmie się tego zadania, a kolejnych kandydatów ze świecą szukać.
Nie ma się zresztą czemu dziwić, bowiem posada trenera ŁKS-u to bardzo gorący stołek. Pomijając już kwestie finansowe i to, czy klub płaci swoim pracownikom (jak twierdzi Trześniewski) czy też nie (jak uważa Neyder), zadanie utrzymania zespołu w lidze do łatwych, delikatnie mówiąc, nie należy. Drużyna gra bardzo słabo i ewentualni kandydaci zdają sobie sprawę, że praca w ŁKS-ie może potrwać zaledwie kilka miesięcy. Zatacza się więc błędne koło - drużyna nie utrzyma się w lidze bez dobrego trenera, zaś dobrzy trenerzy nie chcą przyjść do klubu, bojąc się złej sytuacji i spadku z ligi. A drużynie i działaczom pozostało coraz mniej czasu na odbicie się od dna ligowej tabeli...