Swoje pierwsze punkty w meczu Chris Thomas zdobył z linii rzutów wolnych w pierwszej kwarcie. Na początku drugiej odsłony dodał kolejne dwa oczka, tym razem po trafieniu z półdystansu, lecz chwilę później usiadł na ławce rezerwowych zastąpiony przez D.J. Thompsona. Obaj Amerykanie często zmieniali się, ale żaden z nich nie umiał zdominować gry na tyle, by zapewnić Anwilowi solidną zaliczkę. Do przerwy włocławianie wygrywali zaledwie 31:28.
Na domiar złego, po zmianie stron szala przechyliła się na korzyść gości, wszak rozhulał się Jerel Blassingame. Superszybki rozgrywający słupszczan dwukrotnie trafił z dystansu, co nie jest jego mocną stroną, zanotował kilka asyst do wysokich graczy swojej ekipy i Czarni objęli prowadzenie 44:41. - Nikt nie obiecywał nam łatwej przeprawy. Wszak mierzyliśmy się z jedną z najlepszych ekip w kraju, która była liderem po pierwszej rundzie sezonu zasadniczego. Czarni to naprawdę utalentowany zespół, bardzo dobrze poukładany - mówi o rywalu Thomas.
Bardziej doświadczony Amerykanin zastąpił pod koniec trzeciej odsłony Thompsona, który nie radził sobie ze wspomnianym Blassingame’m. Playmaker słupskiej ekipy rozpędził się do granicy, która dla zwykłego zawodnika nie jest możliwa do osiągnięcia i to dzięki niemu Energa Czarni prowadzili 50:45. Trener Emir Mutapcić nie miał więc wyjścia i desygnował do gry na decydującą odsłonę Thomasa.
Ten szybko popisał znakomitą akcją i będąc faulowanym niesportowo przez Blassingame’a, zaliczył zagranie dwa plus jeden, a po chwili Dardan Berisha przymierzył z dystansu i Anwil odzyskał prowadzenie 53:52. Po chwili zaś jego wyczyn skopiował właśnie Amerykanin i przewaga gospodarzy wzrosła do sześciu oczek 60:54. Co ważniejsze jednak, miejscowi ponownie złapali wiatr w żagle i uwierzyli, że ten mecz można wygrać. Ostatecznie spotkanie skończyło się więc wynikiem 72:64 dla Anwilu.
- To w jaki sposób osiągnęliśmy ten wynik to sprawa drugorzędna, za tydzień nikt nie będzie o tym pamiętał. Wiedzieliśmy, że bardzo potrzebujemy tej wygranej i staraliśmy się zrobić wszystko, co w naszej mocy by ten mecz. Nie ważne jak, ważne by dwa punkty zostały w Hali Mistrzów. To się udało zrobić i dlatego jesteśmy bardzo szczęśliwi - tłumaczy Thomas.
Amerykanin miał wyjątkowo duży wpływ na zwycięstwo drużyny. Anwil przez cały mecz bronił bowiem bardzo solidnie, ale miał sporo problemów w ataku. W drugiej kwarcie zdobył tylko 12 oczek, a w trzeciej niewiele więcej bo 14. Nikt nie przypuszczał zatem, że worek z punktami rozwiąże się w decydującej kwarcie, ale tak się stało i głównie za sprawą rozgrywającego Anwilu. Thomas rzucił bowiem w tej części spotkania 15 z 27 oczek całej drużyny i summa summarum został najlepszym strzelcem ekipy. - Zrobiłem to, co do mnie należy. Trafiałem do kosza bo miałem pozycje by rzucać, albo stawałem na linii osobistych. Oczywiście cieszę się ze swojej postawy, ale bardziej z tego, że wygraliśmy istotny dla nas mecz - dodaje koszykarz.
- Najważniejsze, że zwyciężyliśmy, ale jeśli miałbym wskazać przyczyny tego zwycięstwa, powiedziałbym, że leżą one po stronie defensywy. Generalnie przez większą część meczu mogliśmy polegać na swojej obronie bardzo mocno - odpowiada Thomas, zapytany o kluczowy element, dzięki któremu Anwil wygrał po raz 11 w tym sezonie i jednocześnie dodaje - Potrzebowaliśmy tego zwycięstwa, dlatego możemy sobie teraz pogratulować.
Wpływ na losy spotkania z pewnością miał fakt, że już w pierwszej kwarcie kontuzji doznał Cameron Bennerman, najlepszy snajper w barwach Energi Czarnych. Amerykanin prawdopodobnie skręcił staw kolanowy po jednym z dynamicznych wejść na kosz i kto wie czy jeszcze wyjdzie w ogóle na parkiet w tym sezonie. - Fakt, że Cameron doznał urazu na pewno był znaczący, ale czy najważniejszy w kontekście ostatecznego rozrachunku? Nie wiem. Szczerze życzę Cameronowi szybkiego powrotu do zdrowia, bo to świetny zawodnik, ale to już nie jest nasze zmartwienie - kończy swoją wypowiedź rozgrywający Anwilu.