Od początku między sobotnimi przeciwnikami uwidoczniła się znacząca różnica. Jedynym celem Spójni była dobra gra dla kibiców przybyłych na mecz, co udało się zrealizować tylko momentami. W Stargardzkim zespole z trudem zebrano wymaganą dziesiątkę, gdyż juniorzy uzupełniający skład zostali oddelegowani do rezerw walczących o II ligę. Tym dziesiątym okazał się Jerzy Koszuta. Jeden z czołowych graczy Spójni nie mógł jednak wystąpić z powodu kontuzji, której nabawił się w Warszawie.
Z zupełnie inną motywacją przystąpili goście, którzy przed rozpoczęciem meczu dowiedzieli się, że ich rywal w walce o piątą lokatę, Sokół Łańcut przegrywa po dwóch kwartach. Pierwsze minuty zdominowali właśnie przyjezdni, którzy objęli prowadzenie 10:4. Mimo dobrego początku Łukasza Bodycha, to jego kolega z reprezentacji U20, Krzysztof Sulima sprawiał lepsze wrażenie. Po kolejnych nieudanych akcjach swojej drużyny irytacji nie krył Tadeusz Aleksandrowicz, który w końcu poprosił o czas. Spójnia popełniała proste błędy w ataku. Swojego dnia nie miał tym razem Adam Parzych. Do tego Stargardzianie z mniejszym zaangażowaniem niż zwykle bronili. Po udanych akcjach Marcina Salamonika i Bartłomieja Szczepaniaka łodzianie powiększali przewagę, która wynosiła nawet jedenaście punktów (9:20). Jedynym koszykarzem, jakiego należy wyróżnić po przeciwnej stronie był rezerwowy, Sławomir Buczyniak, który dwukrotnie trafił z dystansu.
W drugiej odsłonie gra się bardziej wyrównała. Buczyniaka wsparli Łukasz Grzegorzewski i Arkadiusz Soczewski. Cały czas jednak brakowało dobrej dyspozycji koszykarzy, którzy wyszli w pierwszej piątce. Fani gospodarzy mogli w tym fragmencie gry cieszyć się z dwóch zrywów. Najpierw po akcji Soczewskiego i "trójce" Buczyniaka na tablicy wyświetlił się rezultat 23:29. Marzenia miejscowym na powrót do gry z głowy wybił szybko Filip Kenig, a jego drużyna ponownie powiększyła przewagę do jedenastu "oczek". Po raz kolejny gospodarze zerwali się w końcówce drugiej ćwiartki. Rzuty Tomasza Stępnia, Buczyniaka i Marcina Stokłosy sprawiły, że miejscowi przegrywali 34:37. W ostatniej akcji rzutem z za łuku odpowiedział jednak Dariusz Kalinowski.
Po zmianie stron nadal przeważali goście, którzy po akcji dwa plus jeden Salamonika prowadzili 46:34. ŁKS ciągle oczekiwał na wieści z Łańcuta, gdzie rozgrywano dogrywkę. W końcu jednak okazało się, że i Łodzianie grali o prestiż, gdyż zespół ze Szczecina nie zdołał sprawić niespodzianki. Podopieczni Piotra Zycha nie spoczęli jednak na laurach. Przewagę utrzymywali: Kalinowski, oraz walczący pod tablicami Salamonik i Jakub Dłuski. Z drugiej strony szarpać próbowali Buczyniak, Stępień i Bodych. Nie zdało się to jednak na wiele i przed ostatnią odsłoną sezonu zasadniczego stargardzianie przegrywali 51:60.
Gdyby tego było mało za raz po wznowieniu gry piąte przewinienie popełnił kapitan, Wiktor Grudziński, dla którego nie były to udane zawody. Przewaga łodzian oscylowała w okolicach dziesięciu punktów, lecz raczej rosła niż malała. Walczyć z rywalami próbował Bodych, lecz po trafieniu Salamonika było 57:71. Po pierwszym udanym rzucie w tym spotkaniu Parzycha różnica zmniejszyła się do ośmiu "oczek", lecz to wszystko na co tego dnia było stać gospodarzy.
Stargardzianie z piętnastoma zwycięstwami i piętnastoma porażkami zakończyli rundę zasadniczą na ósmej pozycji i w ćwierćfinale Play-Off zmierzą się z warszawską Politechniką. Łodzianie mimo, że zajęli szóstą lokatę nadal nie znają swojego następnego przeciwnika. Z wielu możliwych opcji najbardziej prawdopodobną wydaje się Rosa Radom, lecz o tym zadecyduje dopiero spotkanie kończące regularną część rozgrywek.
Spójnia Stargard Szczeciński - ŁKS Sphinx Łódź 67:76 (12:20, 22:20, 17:20, 16:16)
Spójnia: Buczyniak 19, Grzegorzewski 12, Stępień 10, Bodych 9, Soczewski 9, Parzych 3, Stokłosa 3, Grudziński 2, Kulikowski 0.
ŁKS Sphinx: Kalinowski 14, Salamonik 13, Sulima 12, Szczepaniak 12, Dłuski 8, Krajewski 6, Trepka 5, Kenig 3, Morawiec 3.