Pierwsze starcie miało bardziej wyrównany przebieg, lecz w drugiej połowie gospodarze przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść i zwyciężyli 73:63. W niedzielę Astoria realizowała przedmeczowe założenia tylko w pierwszej kwarcie, a później dała się zdominować przeciwnikowi. - Pierwsza kwarta wyglądała podobnie, jak w sobotę. Graliśmy w szybkim tempie, zespołowo. Było widać wielkie zaangażowanie w defensywie. To był główny element, który spowodował, że wygraliśmy zdecydowanie tę kwartę. Z minuty na minutę było coraz więcej zbyt indywidualnych, za szybkich akcji, za dużo chaosu. Nie było odpowiedniego tempa gry. Przeciwnik grał coraz mądrzej, coraz skuteczniej. Nie mieliśmy już tak skutecznego Sebastiana Laydycha, jak w poprzednim meczu. W ważnych momentach Aleksandrowicz rzucił dwie trójki i właściwie przesądził o tym, że mecz był nie do wygrania - w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl analizuje Jarosław Zawadka.
W niedzielny wieczór trener Olimpu Startu nie cieszył się ze zwycięstwa, gdyż jego głowę zaprzątały myśli o brutalnej grze rywali. - Astoria nastawiła się na robienie krzywdy naszym zawodnikom - denerwował się Dominik Derwisz. Szkoleniowiec bydgoskiego zespołu odpiera te zarzuty. - Nie ma zmiłuj się. Trzeba walczyć. Jeden i drugi zespół grał twardo, z wielkim zaangażowaniem. Tu już się nie patrzy, co się dzieje, tylko chce się wygrać za wszelką cenę. Jesteśmy przeciwnikami, ale nie jesteśmy wrogami. Z jednej i z drugiej strony było widać, że jest szacunek do rywala, a po prostu wynikało to z woli zwycięstwa - ocenia.
Trener Zawadka impulsywnie reagował na decyzje sędziów, które budziły jego wątpliwości. Podczas niedzielnego meczu kilka razy dał ponieść się emocjom, lecz nie miał żadnych pretensji do arbitrów, kiedy nieco ochłonął. - Na początku było gwizdane Startowi dużo fauli, potem nam. Było parę momentów, w których nie zgadzałem się z sędziami, ale na pewno nie wypaczyli wyniku - przekonuje szkoleniowiec Astorii.