Do rewanżowego meczu z Politechniką stargardzianie przystępowali ze sporymi nadziejami. W szeregach gości brakowało dwóch najlepszych strzelców: Piotra Pamuły i Mateusza Ponitki. Parkiet zweryfikował jednak ambicje gospodarzy. - Pierwsze miejsce po sezonie zasadniczym im się należało. Teraz to też udowodnili. Mimo, że nie mieli dwóch liderów potrafili ich zastąpić. Ciężko się grało. Myśleliśmy, że będzie łatwiej. Może to też zostało nam w głowach? - zastanawia się Jerzy Koszuta.
"Jerry" na parkiecie spędził blisko 35 minut zdobywając 7 punktów. - Z tego występu zupełnie nie jestem zadowolony, choć mogę powiedzieć, że uraz łydki, którego nabawiłem się w końcówce sezonu zasadniczego mi przeszkodził. Brakowało treningu rzutowego - przyznaje.
Inżynierowie od początku meczu narzucili swój styl przez pierwsze dwie kwarty budując bezpieczną, dziesięciopunktową zaliczkę, którą dowieźli do końca. - Może to nie była aż taka duża przewaga, ale ciężko ją było odrobić, ponieważ nie mieliśmy łatwych sytuacji rzutowych. Bardziej taka gra na penetracji, na odrzutce. Przede wszystkim oni bardzo dobrze kryli, także ciężko było znaleźć pozycje rzutowe - wyjaśnia skrzydłowy Spójni.
W kolejnych dwudziestu minutach stargardzianie zdołali nawiązać walkę, a byli nawet minimalnie lepsi. - Druga połowa to na pewno mecz walki. Myślę, że kibice nie będą źli na nas, ponieważ pokazaliśmy charakter i na pewno chcieliśmy ten mecz wygrać - zapewnił Koszuta.
Wraz zakończeniem sezonu rozpoczną się spekulacje na temat składu Spójni na kolejne rozgrywki. Czy stargardzcy kibice nadal będą mogli oglądać efektywnego i niezwykle efektownego koszykarza? - Trudno mi teraz, cokolwiek powiedzieć na ten temat. Zobaczymy, jak potoczą się rozmowy z zarządem Spójni. Myślę, że pozostanie to pierwsza opcja, ponieważ w tym momencie jestem w Stargardzie. Czas jednak pokaże.