Najlepsza obrona Tauron Basket Ligi nie zawiodła. Obrońcy tytułu nie od początku mogli jednak polegać na tym atucie. Energa Czarni znaleźli kilkakrotnie sposób na oszukanie gospodarzy, czy to rzucając z dystansu, czy to szczęśliwie dogrywając piłkę do kosza. Słupszczanami dobrze dyrygował Jerel Blassingame, choć zdarzały mu się wpadki.
Asseco Prokom prowadziło niespełna dwie i pół minuty przed końcem premierowej odsłony 21:14, ale przewagi nie dowiozło. Gdynian z równowagi wytrącili wysocy gracze w talii Dainiusa Adomaitisa, zwłaszcza Paweł Leończyk. Goście zanotowali imponującą serię 10:0, w efekcie odrobili straty z nawiązką.
Jeszcze w drugiej kwarcie Enerdze Czarnym nie brakowało zaciętości, ale w miarę upływu czasu kończyły się pomysły Blassingame'owi, atak funkcjonował fatalnie. Na pierwsze punkty z gry "Czarne Pantery" czekały ponad trzy minuty! W tym czasie podopieczni Tomasa Pacesasa nie próżnowali i odzyskali korzystny rezultat.
Mistrzowie Polski grali naprawdę nieźle w ataku, w dodatku nie popełniali tylu błędów co przyjezdni. Na placu boju pojawił się też Qyntel Woods, ale swego czasu gwiazda naszej ekstraklasy, spisywała się wręcz tragicznie, ruchy były pozbawione kontroli, a rywale nie mieli z nim najmniejszych problemów. Pod koniec pierwszej połowy zmęczona drużynie znad Słupii mocno dał się we znaki Courtney Eldridge, który zdobył pięć punktów z rzędu dla Asseco Prokomu.
Po przerwie słupszczanie zebrali się jeszcze na groźny podryg. Wprawdzie nadal przegrywali, ale krok po kroku zbliżali się do żółto-niebieskich. Koncertowa gra Ermina Jazvina sprawiła, że Energa Czarni dwukrotnie mieli tylko dwa oczka deficytu, lecz potem znowu dopadła ich niemoc. Pudłowali nawet rzuty osobiste. Okazję wykorzystał wcześniej niemal bezproduktywny, za to często faulujący Ratko Varda. Potężny Bośniak wreszcie obnażał słabości rywala, a po "trójkach" Tommy'ego Adamsa i Filipa Widenowa mecz właściwie się rozstrzygnął, mimo że buzzer-beaterem popisał się Mantas Cesnauskis.
Koszykarze Adomaitisa nie wytrzymali fizycznie w ostatniej odsłonie spotkania. Blassingame z minuty na minutę grał coraz gorzej. Wskutek ofensywnego chaosu brakowało dogodnych sytuacji, "Czarne Pantery" masowo pudłowały.
Obrońcy tytułu wykorzystali to, choć wcale nie grali porywającą. Im też zdarzały się błędy, momenty przestoju, ale nie tak groźne i długotrwałe. Asseco Prokom w czwartej kwarcie dominowało, wymuszało nawet błędy 24 sekund, stąd też koniec końców tak wysoka i przekonująca wygrana w inauguracyjnej odsłonie bitwy o finał Tauron Basket Ligi. - Uważam, że to spotkanie wygraliśmy obroną. Zwłaszcza w końcówce nie pozwoliliśmy słupszczanom na oddanie celnych rzutów - tłumaczył Pacesas.
Tylko początkowo zdawała egzamin koncepcja gry zawodników Adomaitisa. Energa Czarni aktywnie szukali sytuacji rzutowych, próbowali też szybkich kontr i dograń do wysokich koszykarzy. Ale kiedy gdynianie zacieśnili szyki, a przecież - co potwierdzają statystyki - dysponują najlepszą obroną w lidze, zdominowali rywalizację.
- Popełniliśmy zbyt wiele prostych błędów w obronie. Zawodnicy dobrze wiedzieli, że nie mogą odpuszczać Widenowa i Adamsa, którzy jednak bezkarnie trafiali do kosza. Na pewno zabrakło nam też punktów Blassingame'a oraz Cesnauskisa. Spudłowaliśmy również 12 rzutów wolnych - oznajmił po meczu szkoleniowiec gości.
- Zrobiliśmy mały krok do awansu do finału play-off, ale na razie nie ma czym się ekscytować - powiedział Pacesas.
74:59
(21:24, 18:11, 19:14, 16:10)
Asseco Prokom: Daniel Ewing 14, Tommy Adams 13, Filip Widenow 12, Ratko Varda 10, Adam Hrycaniuk 8, Courtney Eldridge 5, Piotr Szczotka 4, Robert Witka 4, Ronnie Burell 3, Qyntel Woods 1, Krzysztof Szubarga 0, Przemysław Frasunkiewicz 0.
Energa Czarni: Ermin Jazvin 18, Paweł Leończyk 10, Jerel Blassingame 9, Mantas Cesnauskis 9, Bryan Davis 7, Zbigniew Białek 3, Krzysztof Roszyk 3, Wojciech Szawarski 0, William Avery 0, Patryk Przyborowski 0, Hubert Pabian 0.