Wojciech Wieczorek (MKS Dąbrowa Górnicza): Chwila nieuwagi spowodowała, że Bartłomiej Szczepaniak rzucał praktycznie sam. Potem wszedł już w rytm meczowy, przestał się bać i zaczął trafiać (po pierwszej połowie zdobył on połowę punktów ŁKS-u, czyli 19 - przyp. red.). Boli to, że nasze błędy wynikały z braku koncentracji, bo tego typu zasłony kryjemy podobnie od roku. W tym aspekcie mam więc pretensję do swoich zawodników i mamy nadzieję, że te siedem minut drugiej kwarty nie powtórzy się już w żadnym spotkaniu. ŁKS jest drużyną, z którą nie można pozwolić sobie na drugą taką przerwę w dobrej grze, bo może się to skończyć tragicznie. Połowa rywalizacji w Dąbrowie Górniczej już za nami i koncentrujemy się na poniedziałkowym spotkaniu, które jest dla nas kluczowe. Mam nadzieję, że łodzianie byli skoncentrowani na tym pierwszym meczu, ale nie wydaje mi się... Poza wspomnianymi siedmioma minutami zagraliśmy dobrze w obronie, poza tym mądrze w ataku. Wydaje mi się, że podczas drugiego spotkania półfinałowego ani my, ani ŁKS niczym się nawzajem nie zaskoczymy, a o końcowym wyniku będzie decydować dyspozycja zawodników. Jeśli chodzi o zmęczenie, to nie znam planu przygotowań ŁKS-u do tej rywalizacji. Myślę, że najważniejsi gracze tej ekipy siedzieli na ławce.
Piotr Zych (ŁKS Sphinx Łódź): Zagraliśmy jedno ze słabszych spotkań. Nie wiem, czy waga tego spotkania troszkę sparaliżowała moich zawodników, czy po prostu byliśmy w słabszej dyspozycji. Mogę śmiało powiedzieć, że zagraliśmy jeden ze słabszych meczów w tym sezonie i z taką grą trudno było pokonać MKS. Jednak dąbrowianie nie zagrali perfekcyjnie. Jeden zawodnik nie ma szans, żeby wygrać z takim zespołem jak MKS. Poza tym naszą siłą do tej pory była zawsze gra zespołowa, a w niedzielę po prostu tego zabrakło.