Niesamowita metamorfoza dąbrowian zwieńczona drugim krokiem - relacja z meczu MKS Dąbrowa Górnicza - ŁKS Łódź

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Jak przegrać wygrany mecz? Odpowiedź na to pytanie znają łodzianie, którzy wypuścili z rąk cenne zwycięstwo. Natomiast Zagłębiacy odrodzili się w czwartej kwarcie, a dzięki trójce Marka Piechowicza doprowadzili do dogrywki, która była konsekwencją końcówki regulaminowego czasu gry. Podczas całego spotkania dąbrowianie byli w defensywie, dopiero ostatnie dziesięć minut, a właściwie pięć, należało tylko do nich.

Początek spotkania był szybki, co zwiastowało zaciętą grę przez 40 minut. Jednak kilka niedokładności ŁKS-u pozwoliło gospodarzom wypracować małą przewagę (6:2). Przyjezdni nie zamierzali popełnić błędu z niedzielnego meczu, gdy premierową kwartę przespali, więc bardzo szybko wyeliminowali ze swojej gry błędy (9:7). Prowadzenie łodzianom dał celnym wolnym Krzysztof Sulima (9:10). Jednak jeden punkt przewagi na tym etapie spotkania jest niczym. Łodzianie utrzymywali inicjatywę punktową, co wywołało w dąbrowskich szeregach nerwowość, za którą potoczyły się niedokładności. Dobrze bronili, ale mała liczba celnych rzutów ułatwiła ich rywalom budowanie przewagi (12:17). Podopieczni Piotra Zycha zaczynali czuć się coraz pewniej na parkiecie, co znajdowało swoje odzwierciedlenie w wyniku (18:24).

Zagłębiacy nie poprawili swojej gry na początku drugiej kwarty, a wręcz pogorszyli. Nie dziwi więc szybka reakcja ich szkoleniowca, który po niespełna półtorej minucie wziął czas. Jednak jego podopieczni nadal nie potrafili wykorzystać tak ciężko wypracowanych okazji. Minimalne niedokładności zaczynały mieć katastrofalne skutki dla dąbrowian, łodzianie bowiem grali spokojnie (22:32). Motorem napędowym wyniku po stronie MKS-u był Mariusz Piotrkowski (25:34). Niska skuteczność i złe decyzje były głównym problemem gospodarzy, którzy zaczynali przeplatać dobre z bardzo złymi akcjami nawet w obronie. Wydaje się, że wymiar kary dla Zagłębiaków był najmniejszym z możliwych (30:43).

Kontra skończona efektownym wsadem Marka Piechowicza pozwalała sądzić, że dąbrowianie dobrze wykorzystali przerwę między połowami (32:43). Gospodarze wrócili na parkiet i grali lepiej, ale nadal zdarzały im się ataki, których nie potrafili wykorzystać, mimo że powinni. Taka sytuacja była bardzo dobra dla łodzian, którzy mogli być spokojni, że ich wysoka przewaga nie stopnieje (36:48). Obie drużyny nie rzucały celnie, popełniały niepotrzebne i proste błędy przez co spotkanie straciło na swojej widowiskowości. Dąbrowianie nie trafiali z czystych pozycji, natomiast ŁKS co jakiś czas dokładał celny rzut, co pozwalało mu utrzymywać bezpieczny dystans w wyniku (43:57).

Do końca regulaminowego czasu pozostało dziesięć minut, więc bardzo dużo. Wystarczyło, że MKS wyjdzie na parkiet i wyeliminuje ze swojej gry błędy. Nie było to łatwe zadanie, ale jak najbardziej wykonalne. Trójki w wykonaniu Tomasza Wróbla i Łukasza Szczypki pobudziły gospodarzy do walki, ale jednocześnie przytemperowali ich sędziowie. Po trzech minutach tej odsłony Zagłębiacy zaczęli popełniać jeszcze większe błędy niż dotychczas, więc wygrana w tym meczu wydawała się mało realna (52:66). Po pięciu minutach ŁKS miał na swoim koncie pięć fauli, co ułatwiało przeciwnikowi niwelowanie strat. Przy stanie 58:66 Piotr Zych poprosił o czas, zapowiadała się bowiem nerwowa końcówka. Trójka Tomasza Wróbla sprawiła, że łodzianie zaczęli się mylić (62:68).

Gdy Marcin Salamonik trafił w akcji 2+1 wydawało się, że ten mały zryw dąbrowian nie zostanie zwieńczony sukcesem (64:71). Na minutę przed końcem na tablicy widniał wynik 67:81. Dwadzieścia sekund później piłkę wrzucaną z autu stracili przyjezdni, przejął ją i zdobył cenne dwa punkty Piotr Zieliński (71:71). Jednak ten sam zawodnik nie wykorzystał rzutów wolnych, co dodało większej dramaturgii temu spotkaniu, a do końca pozostawało dwadzieścia sekund (71:74). Zagłębiacy byli przy piłce, a na dwie sekundy przed syreną za trzy trafił Marek Piechowicz, po którego rzucie w dąbrowskiej hali wybuchła radość (74:74).

Nie był to jednak koniec walki, a dopiero jej początek. Bardzo dobrze dogrywkę rozpoczęli gospodarze, Łukasz Szczypka otworzył ją bowiem trzema punktami (77:74). Pierwsza minuta była emocjonująca, ŁKS zdołał doprowadzić do remisu, ale później najwyraźniej wiara w jego szeregach wypaliła się. Znowu w roli głównej wystąpił Szczypka, który po czterech minutach gry wykończył kontrę (85:78). W końcówce w łódzkich szeregach punktował jedynie Krzysztof Sulima, który trafił cztery z sześciu wolnych. Był to jednak za mały opór, MKS po niewiarygodnej metamorfozie zwyciężył 89:82.

MKS Dąbrowa Górnicza - ŁKS Sphinx Łódź

d. 89:82 (18:24, 12:19, 13:14, 31:17 d. 15:8)

MKS: Łukasz Szczypka 19 (5x3 pkt), Tomasz Wróbel 14, Mariusz Piotrkowski 12, Adam Lisewski 11 (12 zb), Marek Piechowicz 11, Piotr Zieliński 9, Paweł Zmarlak 7, Radosław Basiński 3, Radosław Lemański 2, Paweł Bogdanowicz 1, Rafał Partyka 0.

ŁKS: Jakub Dłuski 16, Bartłomiej Szczepaniak 14 (3x3 pkt), Dariusz Kalinowski 11, Krzysztof Sulima 11, Marcin Salamonik 10, Krzysztof Morawiec 8, Piotr Trepka 5, Michał Krajewski 4, Filip Kenig 3.

Stan rywalizacji do trzech zwycięstw: 2:0 dla MKS-u Dąbrowa Górnicza

Kolejne spotkania zostaną rozegrane w Łodzi 30 kwietnia i ewentualnie 1 maja.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)