Z koszykarskiego nieba do piekła - relacja z meczu MKS Dąbrowa Górnicza - ŁKS Łódź

Zagłębiacy byli bliscy koszykarskiego nieba, ale po pięciu meczach półfinałowych znaleźli się w piekle. W rozstrzygającym spotkaniu okazali się drużyną gorszą. Trener Wojciech Wieczorek po dwóch zwycięstwach we własnej hali stwierdził, że jest niemożliwym, by jego zespół przegrał trzy mecze z rzędu. Łodzianie pokazali, że nie ma rzeczy niemożliwych.

Początek spotkania nie miał szybkiego tempa, a zawodnicy obu drużyn rozpoczęli zbyt nerwowo, co wpłynęło na dużą liczbę niedokładności. Wsad Marka Piechowicza z kontry pobudził MKS do walki, a przyjezdni w ciągu 3 minut złapali pięć fauli. Łodzianie dobrze radzili sobie w rozgrywaniu akcji, ale rzadko udawało im się zakończyć je celnym rzutem. Wynik cały czas oscylował w okolicach remisu, a żadna z ekip nie potrafiła wywalczyć przewagi punktowej. Dopiero po pięciu "oczkach" Radosława Basińskiego szkoleniowiec ŁKS-u zdecydował się wziąć czas (14:9). Wpłynął on bardzo dobrze na jego podopiecznych, zaczęli bowiem przede wszystkim trafiać, ale i zbierać piłki w obronie. Natomiast Zagłębiacy zaczęli podejmować złe decyzje w ataku, a ich przeciwnicy dużo zyskali dzięki rzutom wolnym (17:19).

Druga kwarta rozpoczęła się nerwowo, zwłaszcza dla gości, w których szeregach mnożyły się błędy i niedokładności. Dąbrowianie zdołali nawet wypracować jednopunktową przewagę, ale niecelne rzuty sprawiły, że nie potrafili jej utrzymać. Trójka Bartłomieja Szczepaniaka sprawiła, że powróciły wspomnienia fenomenalnej postawy tego zawodnika w poprzednich spotkaniach (24:28). Gospodarze grali dobrze, ale w ich akcje wkradały się błędy, więc to ŁKS cały czas był na prowadzeniu. Zagłębiakom brakowało dokładności, z której pomocą mieliby ogromne szanse na wypracowanie sobie wysokiej przewagi. Gdy wydawało się, że do szatni będą schodzić z uśmiechami na twarzy, tuż przed syreną za trzy trafił Marcin Salamonik (33:33).

Trzecią odsłonę łodzianie rozpoczęli ambitnie w obronie i ryzykownie w ataku. Natomiast gospodarze nie potrafili ponownie wejść w swój meczowy rytm. W porównaniu z poprzednimi kwartami gra straciła na swoim tempie, ale to ŁKS był na uprzywilejowanej pozycji. Trójka Salamonika zmusiła Wojciecha Wieczorka do poproszenia o przerwę dla swoich zawodników (35:41). Łodzianie złapali wiatr w żagle, co pozwoliło im na spokojniejszą grę. Natomiast w zagłębiowskich szeregach toczyła się wojna nerwów, w głowach samych koszykarzy, co było jeszcze większym ułatwieniem gry dla gości. Łatwość z jaką przychodziło im zdobywanie kolejnych punktów pozwalała sądzić, że losy meczu, a zarazem awansu do TBL, są już przesądzone (39:49). Jednak z biegiem czasu nerwowość przeniosła się na ławkę ŁKS-u, dąbrowianie bowiem momentami wyglądali jakby mieli się odrodzić. Przed końcem odsłony takich momentów było coraz więcej (49:53).

Czwarta kwarta miała być nie mniej emocjonująca od poprzednich. Jej początek nie zawiódł oczekiwań kibiców. Po pięciu faulach po 2,5 minuty gry parkiet zmuszony był opuścić kapitan drużyny Radosław Basiński. Drugi pojedynek w Łodzi, podczas którego nie mógł on występować z powodu dwóch niesportowych fauli, MKS przegrał sromotnie. Niespełna po 40 sekundach dołączył do niego na ławce Marek Piechowicz. Gospodarze byli więc w bardzo złej sytuacji, którą tylko pogarszał wysoki procent celności łodzian, którzy odzyskali swoje dziesięć punktów przewagi.

Mimo dobrze wyglądającej gry swoich koszykarzy przy stanie 55:63 Piotr Zych zdecydował się wziąć czas. Na 3,5 minuty przed końcem odsłony MKS miał na swoim koncie nie tylko siedem "oczek" straty, ale również pięć fauli, co było dla przyjezdnych ułatwieniem w odniesieniu wygranej. W dąbrowskiej hali po raz drugi w ciągu dwóch sezonów miejscowi kibice wywiesili transparent W PLK czy w I lidze jest najlepszy, tak go widzę. W miarę upływu coraz bardziej realna wydawała się wizja kolejnego sezonu na pierwszoligowych parkietach. Brak zbiórek, a nawet gubienie piłki zwiastowało bardzo złe samopoczucie gospodarzy.

Równo z końcową syreną na parkiet wbiegli łódzcy kibice, którzy wraz ze swoimi koszykarzami rozpoczęli fetę oraz rozgrabianie ich z koszulek, a nawet spodenek. Radosnym okrzykom przewodził Piotr Trepka, który również ściął siatkę.

MKS Dąbrowa Górnicza - ŁKS Sphinx Łódź

63:76 (17:19, 16:14, 16:20, 14:23)

MKS: Marek Piechowicz 17, Piotr Zieliński 12, Radosław Basiński 11, Paweł Bogdanowicz 8, Tomasz Wróbel 7, Paweł Zmarlak 6, Adam Lisewski 2, Łukasz Szczypka 2, Radosław Lemański 0, Rafał Patryka 0, Mariusz Piotrkowski 0.

ŁKS: : Bartłomiej Szczepaniak 18 (3x3 pkt), Marcin Salamonik 11, Krzysztof Sulima 10, Jakub Dłuski 9, Dariusz Kalinowski 9, Krzysztof Morawiec 8, Michał Krajewski 6, Piotr Trepka 5, Filip Kenig 0.

Stan rywalizacji do trzech zwycięstw: 3:2 dla ŁKS-u Łódź

Awans do TBL: ŁKS Łódź

W finale I ligi mężczyzn ŁKS zmierzy się z AZS-em Politechniką Warszawską, natomiast MKS Dąbrowa Górnicza będzie walczył o trzecie miejsce z Sokołem Łańcut.

Źródło artykułu: