- Powiedziałem przed meczem, że przeżywam deja vu z ubiegłego roku. Pogoda nawet była taka sama - mówił prezes i główny sponsor pleszewskiego klubu, który od dwóch sezonów stawia sobie za cel awans do pierwszej ligi, ale jego zawodnicy nie potrafią zrealizować marzeń szefów i kibiców Open Florentyny Pleszew.
- Mieliśmy trzy szanse. Dwie w Jeleniej Górze przegraliśmy w sposób frajerski. Widać, że Sudety mają większą swobodę gry pod presją. Byli po prostu lepsi od nas. Nasi zawodnicy twierdzili, że presja ich nie zgubi. Mieliśmy przecież trzy mecze. Oddać pierwszy mecz w końcówce mogliśmy. Zdarza się. Ale drugi, a przede wszystkim trzeci, w samej końcówce we własnej hali przed swoimi kibicami? Czego mogliśmy chcieć więcej? Wszystko jak zwykle było dograne, ale oczywiście zabrakło tego najważniejszego, czyli awansu - dodał Tomasz Nowaczyk.
Prezes pleszewskiego klubu poinformował, że po środowej porażce składa rezygnację z pełnionej funkcji. - Po tym meczu składam pismo z rezygnacją. Nie wiem, kto będzie nowym prezesem. Mój następca będzie musiał podjąć decyzję, czy grać w turnieju barażowym. To moja ostateczna decyzja. Czy to mój koniec z koszykówką? Nie wiem. Nie chcę na pewno być prezesem. Jeśli nowy prezes przedstawi mi jakieś warunki współpracy w kwestii sponsoringu, to przemyślę tę sprawę. Na razie jednak nie wybiegam w przyszłość. Z funkcji prezesa na pewno rezygnuję. Do tej pory sponsoring mojej firmy był bardzo duży, ale też to wszystko kontrolowałem w klubie. Na pewno na tym poziomie, jak do finałowych meczów, nie będę już wspierał koszykówki w Pleszewie - zakończył jak się okazuje były już szef Open Florentyny Pleszew, która choć prowadziła 2:0 w finałowej rywalizacji z Sudetami Jelenia Góra, przegrała ostatecznie 2:3, ulegając w trzech ostatnich meczach drużynie Ireneusza Taraszkiewicza w samych końcówkach spotkań.
Przypomnijmy, że po zeszłorocznym przegranym turnieju barażowym w Pleszewie, szef miejscowego klubu zapowiedział także wycofanie się ze sponsoringu drużyny. Po kilku tygodniach za namową innych sponsorów oraz środowiska basketu w Pleszewie zmienił zdanie i dał się namówić na podjęcie rękawicy i kolejną walkę o pierwszą ligę. Póki co, znów przegraną walkę.