Najważniejsza impreza dla litewskiej koszykówki w ostatnich latach, a więc mistrzostwa Europy w tym kraju, mogą okazać się porażką tamtejszej federacji i drużyny narodowej. Wszystko przez problemy ze składem zespołu, z którego wypadają kolejni zawodnicy, a "starzy wyjadacze" mówią stanowcze "nie" na temat powrotu do kadry. Trener Litwy, działacze i kibice liczyli na to, iż doświadczony koszykarz, weteran europejskich parkietów Ramunas Siskauskas ostatecznie zdecyduje się jeszcze raz zagrać dla kraju, po tym jak kilka lat temu (po igrzyskach w Pekinie) oficjalnie zrezygnował z dalszych występów w reprezentacji. Siskauskas odpowiedział swojej federacji, że nie zmieni raz podjętej decyzji, a więc i on nie pomoże Litwinom podczas EuroBasketu.
Można powiedzieć, że 32-letni Siskauskas jest konsekwentny w swoich decyzjach, ale i... trochę uparty, bowiem z prośbą o powrót zwrócił się do niego sam Valdas Garastas - prezydent litewskiej federacji koszykówki i osoba niezwykle wpływowa w tamtejszym kraju. I to nie pomogło.
Jak na razie nie wiadomo co zrobi inny weteran, Sarunas Jasikevicius. Natomiast chęć gry wyraził Rimantas Kaukenas, który podobnie jak Siskauskas ostatni raz grał w barwach narodowych w Pekinie. Kolejnym doświadczonym zawodnikiem, z którego pożytek mógłby mieć jeszcze trener Litwy jest Darius Songaila. Podkoszowy gracz Philadelphii 76ers ma za sobą jednak przeciętny sezon, w którym grał niewiele.
Siskauskas dołączy tym samym do wielkiego nieobecnego tegorocznych mistrzostw Europy na Litwie, Linasa Kleizy z Toronto Raptors. Jego, jak i Jonasa Maciulisa wyeliminowały z udziału w EuroBaskecie w sierpniu kontuzje. Występ przed własną publicznością w imprezie tak wysokiej rangi to wielka, narodowa sprawa. Nie wszyscy jednak (patrz: Siskauskas) chyba to rozumieją...