Wojciech Potocki: Prezes AZS Politechniki Warszawskiej, dyrektor reprezentacji. Jak teraz do pana się zwracać?
Walter Jeklin: Jak panu wygodnie (śmiech).
Strasznie dużo funkcji ostatnio pan piastuje. Czy dla reprezentacji zrezygnował pan z projektu "Polonia 2011", który przerodził się w AZS Politechnikę Warszawską?
- Nie, nic podobnego. Dla mnie inicjatywa związana z wychowywaniem młodzieży i szkoleniem koszykarskim to coś bardzo ważnego. Chciałbym to dalej kontynuować. Oczywiście, teraz wiąże się to z dużo większym wysiłkiem, ale na pewno chciałbym się dalej w tej dziedzinie realizować.
Czyli żyje pan koszykówką w dzień i w nocy. Śni się panu teraz reprezentacja?
- Aż tak to może nie, ale przyznaję, że mam teraz niezwykle "gęsty", gorący okres. Jeśli jednak ktoś podejmuje się wykonania jakiegoś zadania, to musi się w to angażować szczerze i bez reszty. Próbuję to wszystko tak zaplanować, żeby mi się po nocy koszykówka już nie śniła, ale za to żebym w dzień wykorzystywał maksymalnie każdą godzinę.
Jeśli rozmawiamy o reprezentacji, to od razu nasuwa się pytanie o Marcina Gortata, wokół którego kadra będzie budowana…
- Marcin, ze względu na zapowiadany lokaut w NBA jest w specyficznej sytuacji. Jest kilka formalnych kwestii do załatwienia, ale jestem z nim w stałym kontakcie i mam nadzieję, że szybko, może w ciągu najbliższych dwóch tygodni będziemy wszyscy wiedzieli, jak sprawa jego gry będzie wyglądać od strony formalnej. Przy okazji muszę powiedzieć, że kadra, czy reprezentacja to szersza grupa ludzi, która już niedługo będzie funkcjonować. Postać Marcina jest istotna i ważna, bo jest to jeden z tych graczy, który swoją pracą i konsekwencją zbudował swoją karierę, ale w drużynie jest dwunastu graczy i wszyscy razem stworzą siłę i moc tej reprezentacji. Nie raz zdarzało się tak, że w drużynie były wielkie gwiazdy a zespół nie funkcjonował. Dla nas będzie niezmiernie ważne, żeby gwiazdy wkomponować w drużynę.
Był pan niedawno w USA i rozmawiał z Gortatem. Marcin miał wcześniej wiele zastrzeżeń związanych z funkcjonowaniem kadry, z tym co się dzieje w związku, a szerzej z tym ,co się dzieje w ogóle z polską koszykówką. Zdołał go pan przekonać, że teraz wszystko się zmieni?
- Nie chodziło mi o to, by go przekonywać, bo to nie sztuka opowiadać, że teraz będzie tak, czy inaczej. O wiele większą sztuką jest stworzyć rzeczy, które same w sobie przekonują. I to jest dewiza, której będę się w mojej pracy zawsze trzymał.
Skoro przyjął pan posadę dyrektora reprezentacji, to musi pan wierzyć, że uda się ja odbudować. Lubi pan takie egzaminy? Polonię 2011 też tworzył pan od zera.
- Wie pan, zawsze można mówić, że początki będą trudne. We mnie koszykówka tkwi, ona jest, żyje we mnie! Gdybym nie wierzył, że z reprezentacją można wiele nowych wspaniałych rzeczy stworzyć, to bym się absolutnie nie podejmował takiego zadania.
Reprezentacja ma słoweńskiego trenera, dyrektora ze słoweńskimi korzeniami. Czy w takim razie będziemy grali koszykówkę podobną do słoweńskiej?
- Nigdy nie można żadnych projektów kopiować. Nie wolno tego robić ani nawet tak myśleć. W pana pytaniu chodzi chyba również o to, że obcokrajowcy tworzą nową kadrę. Muszę więc powiedzieć, że w Polsce czuję się doskonale i być może bardziej naturalna jest moja praca dla polskiej kadry, niż dla słoweńskiej. Przecież przez ostatnie 10 lat mieszkam tu i zajmuje się szkoleniem. Ales Pipan zna realia polskiej koszykówki, a poza tym ma doskonały kontakt z zawodnikami doświadczonymi i młodzieżą. Potrafi z nich zbudować dobrze funkcjonującą drużynę. To jest dobra kombinacja i jeśli patrzeć pod tym kątem, jestem optymistą. Dlatego będę się starać by "dopiąć" każdy szczegół funkcjonowania kadry i poprawić to, co się tylko da.
Był pan dyrektorem reprezentacji Słowenii. Proszę powiedzieć, czym najbardziej różni się drużyna Słowenii od naszej? Co da się szybko wprowadzić nowego?
- Nie jestem zwolennikiem takiego porównywania. Każdy kraj, każda reprezentacja jest inna. Kluczową rzeczą dla nas jest określenie w jakim punkcie się znajdujemy. Trzeba będzie poprawiać każdy element gry. "Importujesz" to, co twoim zdaniem będzie dobre, ale dopiero wtedy, gdy zidentyfikujesz braki. U nas to dopiero nastąpi.
Na zbliżającym się EuroBaskecie zagramy w piekielnie silnej grupie. Co będzie dla nas sukcesem? Awans dalej, czy pojedyncze zwycięstwa?
- Dla mnie kluczową sprawą będzie nastawienie graczy. Oni muszą niezależnie od rywala wychodzić na parkiet po to, żeby wygrać. Wszyscy zawodnicy muszą mieć mentalność zwycięzcy. Tę mentalność musi być widać i na parkiecie i w hali. Trudno jest prorokować, ile meczów można wygrać i nigdy tego nie będę robił. Naszym priorytetem będzie na pewno budowanie mentalności zwycięzców.