Adrian Heluszka: Przede wszystkim, jak podsumowałbyś miniony sezon zarówno w swoim wykonaniu, jak i całego łódzkiego zespołu? Cel postawiony przed zespołem w postaci awansu na zaplecze Dominet Bank Ekstraligi został zrealizowany, a do tego sam byłeś jednym z głównych architektów tego awansu...
Piotr Trepka: Rzeczywiście, naszym celem na ten sezon był awans do I ligi. Nikt w drużynie nie dopuszczał do siebie myśli, że może się nie powieść. Prezesom udało się skompletować ciekawy skład, który dawał gwarancję walki o awans do I ligi. Praktycznie przez cały sezon byliśmy na czele tabeli nie przegrywając żadnego pojedynku w Łodzi. W finale zmierzyliśmy się z bardzo silną drużyną z Gniewkowa. Pomimo dużych wzmocnień, jakie nasz przeciwnik poczynił w trakcie sezonu, to my po ciężkiej walce mogliśmy się cieszyć z awansu. Na ten awans zapracował cały zespół. Każdy znał swoje miejsce i wykonywał powierzone mu zadania. Tworzyliśmy dobrze naoliwioną maszynę, a nie jak to często bywa zlepek indywidualności. Indywidualnie tegoroczny sezon też mogą zaliczyć do udanych. Pierwszy raz byłem w sytuacji, gdzie praktycznie cały sezon grałem bez zmiennika. W związku z czym, gdy grałem słabo, od razu odbijało się to na grze całego zespołu. Uważam, że skoro udało się nam zrealizować postawiony cel i działacze przedłużyli ze mną umowę, to mogę ten sezon uznać za w pełni udany. Poza tym zostałem za jeden z koszykarskich portali uznany za najlepszego rozgrywającego naszej grupy, co niewątpliwie także bardzo mnie cieszy.
Ostatnio podpisałeś nowy kontrakt z ŁKS-em. W związku z czym, chyba dobrze czujesz się w nowym otoczeniu...
- Przede wszystkim ŁKS Łódź jest zespołem dobrze poukładanym, w którym zawodnik nie musi zaprzątać sobie głowy tym, czy na czas i czy w ogóle dostanie wypłatę. Jest to klub świetnie zarządzany, mający konkretne cele i konsekwentnie dążący do ich zrealizowania. Poza tym zawodnicy grający w Łodzi tworzą zgraną paczkę, więc atmosfera jest naprawdę bardzo dobra. Przed poprzednim sezonem miałem duży dylemat, czy przechodzić do II ligi. Pomimo kilku propozycji z I ligi zdecydowałem się, jednak podpisać kontrakt w Łodzi i teraz mogę stanowczo stwierdzić, że był to, jak najbardziej trafny wybór.
Większość swojej kariery spędziłeś, jednak w barwach Tytanu Częstochowa i gdyby nie ogromne problemy finansowe, z pewnością pozostałbyś w Częstochowie. Czy z perspektywy czasu, nie żałujesz swojej decyzji i tak późnej przeprowadzki do Łodzi?
- Absolutnie nie żałuję, że tak późno odszedłem z Częstochowy. Sportowcowi zawsze największą satysfakcję daję możliwość występowania przed własną publicznością i reprezentowania barw swego macierzystego zespołu. Dlatego też grałem w Częstochowie tak długo, jak tylko się dało. Niestety, gdy nie znalazły się fundusze na przystąpienia do rozgrywek I ligi, a co za tym idzie degradacja do III ligi, jasne było, że trzeba będzie szukać nowego pracodawcy. Z jednej strony, pod względem finansowym występy w Częstochowie były mniej opłacalne, ale z drugiej, nie dla samych pieniędzy człowiek żyje. Takiej atmosfery, jaką tworzyliśmy z chłopakami w Częstochowie nie ma i nie będzie już nigdzie.
Oba zespoły dzieli swoista przepaść. Łódzki klub od dłuższego czasu w środowisku koszykarskim postrzegany jest, jako zespół poukładany od A do Z, wsparty bogatym sponsorem. W Częstochowie z kolei od dłuższego czasu koszykówka nie cieszyła się zbyt dużą popularnością i przez większość sezonu z powodu braku sponsora graliście praktycznie za darmo. Jak porównasz zatem oba zespoły?
- Częstochowa jest bardzo specyficznym miastem, ciężko tu o sponsora. Większość firm jeśli chcę wyłożyć swe fundusze na sport kieruje swe kroki do AZS-u Częstochowa, czy Włókniarza. Trudno im się, jednak dziwić, gdyż te dwa kluby od lat biją się o najwyższe cele. Koszykówka nie ma w mieście wielkich tradycji, a co za tym idzie zainteresowanie jest o wiele mniejsze. Wierze, jednak, że tak jak było to w Łodzi, gdzie klub istniejący ledwie trzy lata występuje już w I lidze, także w Częstochowie uda się zbudować porządny klub od podstaw. Poczynione zostały już pierwsze kroki w postaci awansu do II ligi. Trzeba krok po kroczku budować klub, który w przyszłości będzie silny finansowo i organizacyjnie i zainteresuje koszykówką szerszą publikę.
Nie masz żalu do władz miasta Częstochowy, że praktycznie od paru lat nie kiwnęli palcem i w żaden sposób nie pomogli częstochowskiemu klubowi?
- Według mnie nie tędy droga. To nie miasto jest odpowiedzialne za wykładanie pieniędzy na drużyny seniorskie. Znajdowaniem funduszy na funkcjonowanie tych klubów powinni zająć się działacze. Ewentualna pomoc ze strony miasta powinna ograniczać się do udostępniania obiektów dla tych drużyn. Miasto powinna bardziej angażować się w powstawanie i wspieranie grup młodzieżowych. Dużo lepsza powinna być współpraca na linii kluby - szkoły. Powinny powstawać klasy sportowe, ale takie z prawdziwego zdarzenia z dobrym zapleczem i dobrymi trenerami. Inna sprawa, że w Częstochowie magistrat potrafi wyłożyć bardzo duże pieniądze na siatkówkę, czy żużel. To według mnie całkowite marnotrawienie tych pieniędzy. Odpływają one, bowiem wraz z zarobkami, często zagranicznych zawodników, nie przynosząc miastu prawie żadnych korzyści. Reasumując, optuję za tym, aby miasto bardziej wspierało grupy młodzieżowe, aby szkolenie w tych grupach było na jak najwyższym poziomie.
Czego Twoim zdaniem brakuje, aby częstochowski basket nareszcie stanął na nogi i zespół zamiast zmagać się z problemami finansowymi, mógł skupić się tylko na sportowej rywalizacji?
- Przede wszystkim brakuje dobrego menedżera, takiego, który zająłby się profesjonalnie wspieraniem klubu. A skoro nie ma w Częstochowie zawodników z zewnątrz, to klub powinien sam wyszkolić sobie wychowanków. Myślę, że na początku powinniśmy zająć się przede wszystkim szkoleniem młodzieży. W mieście nie brakuje ludzi, którzy są na to przygotowani, brakuje natomiast pieniędzy. Zespół powinien wyszkolić sobie zawodników, na których w przyszłości mógłby oprzeć swój zespół seniorski. Niech na początku ogrywają się w A klasie, czy III lidze. Co roku jeden, czy dwóch takich zawodników powinno trafiać do zespołu seniorskiego. Nie może być, jednak tak, że ci najzdolniejsi nie mają gdzie grać i są zmuszeni wyjeżdżać z Częstochowy. Pamiętajmy, że grając jeszcze w I lidze, Tytan złożony był z samych częstochowian, ale to wszystko było spowodowane tym, że ja, Michał Saran, czy Tomek Nogalski mieliśmy, gdzie się rozwijać. Przechodziliśmy przez wszystkie szczeble rozgrywek, poprzez kadetów, juniorów, juniorów starszych, A klasę, III ligę, II ligę i wreszcie I ligę. Już wtedy nie było u nas różowo z pieniędzmi, jednak zawsze znajdywało się parę groszy.
A jak ta cała sytuacja wyglądała ze strony zawodników? Brak pieniędzy, perspektyw na przyszłość, co czuliście, gdy praktycznie nikt prócz kibiców nie interesował się waszymi losami? Były w waszym życiu jakieś momenty zwątpienia, załamania?
- Oczywiście, że takie momenty się zdarzały. Gdy jest się juniorem pieniądze nie mają znaczenia, jednak z upływem czasu trzeba na siebie zarabiać. Z jednej strony każdy z nas chciał reprezentować macierzysty klub, a z drugiej nie można przecież całe życie grać za darmo. Tak się złożyło, że tworzyliśmy zgraną paczkę i tylko dlatego udało nam się rozegrać kilka ostatnich sezonów. Graliśmy praktycznie za darmo, wierząc, że w końcu znajdą się pieniądze na normalne funkcjonowanie klubu. Sądzę, że zawodnicy zrobili ze swojej strony wszystko, aby koszykówka w Częstochowie nie upadła.
Po spadku do III ligi, Tytan został zbudowany niemal od podstaw. Nadal mimo zmiany barw klubowych starasz się śledzić losy koszykówki pod Jasną Górą?
- Oczywiście, że śledzę losy koszykówki w moim mieście. W zespole nadal grają zawodnicy, z którymi razem występowałem, dlatego darzę ich sympatią, mając nadzieję, że w mieście powstanie wreszcie profesjonalny klub. Nie jest sekretem, że gdyby taki klub powstał, z pewnością ja, Tomasz Nogalski, czy Michał Saran, czy reszta chłopaków grająca w innych klubach, wrócilibyśmy do Częstochowy. Mam nadzieję, że za kilka lat tak się stanie i wsparci częstochowską młodzieżą będziemy mieli okazję grać, co najmniej w I lidze.
Jak postrzegasz przyszłość częstochowskiego zespołu? Widzisz ją w kolorowych, czy raczej ciemniejszych barwach?
- Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Mam nadzieję, że wszystko idzie ku lepszemu. Mamy zespół w II lidze, a tam poziom jest już naprawdę satysfakcjonujący. Jeśli postawimy na rozwój młodzieży, to w niedalekiej przyszłości będziemy mogli się cieszyć z naprawdę silnej drużyny. Warunkiem jest, jednak ogrywanie młodzieży, już w tym roku w III lidze powinna grać drużyna rezerw.
W przyszłym sezonie ŁKS występować będzie na zapleczu Dominet Bank Ekstraligi. Jak myślisz na co będzie stać wasz zespół na tym szczeblu rozgrywek?
- Trochę za wcześnie na takie dywagację, większość zespołów dopiero się zbroi. Nawet nie wiadomo w jakim kształcie wystartuje I liga. Na pewno dysponujemy dobrym składem i będziemy walczyć o "czwórkę", ale w tym momencie trudno odpowiedzieć, jak będziemy się prezentować na tle konkurentów.
Jakie cele stawiasz sobie na najbliższą przyszłość? Chcesz spróbować swoich sił w najwyższej klasie rozgrywkowej?
- Celem, jaki stawiam sobie na przyszły sezon jest, jak najlepsza gra, zarówno moja, jak i całego zespołu. Mamy nowego trenera, który będzie musiał na nowo poukładać zespół. Każdy szkoleniowiec ma swoją wizję, a ja życzyłbym sobie, aby jak najlepiej wywiązywać się z nałożonych na mnie zadań. Mam nadzieję, że będę nadal ważną postacią w łódzkiej ekipie i będę miał spory wkład w grę swojego zespołu. Jeśli chodzi o występy w DBE, to oczywiście chciałbym kiedyś spróbować tam swoich sił. Aczkolwiek nie za wszelką cenę, znam swoją wartość i realia panujące w naszej ekstraklasie. Polacy są najczęściej potrzebni tylko do trenowania, a sama gra opiera się na zawodnikach zagranicznych, którzy delikatnie mówiąc, nie zawsze się do tego nadają. Paradoksalnie, dopóki nie zmieni się nastawienie naszych rodzimych działaczy i trenerów, DBE nie będzie dobrym miejscem dla polskich graczy. Oczywiście zdarzają się wyjątki, ale są to jedynie sporadyczne przypadki. Zresztą, widać to po zawodnikach, którzy występują obecnie w I lidze. Co roku, przybywa graczy, którzy występowali w Ekstraklasie, ale mając już dość siedzenia na ławce, lub odgrywania minimalnej roli, woleli występować klasę niżej, przez co poziom ligi stale rośnie.
I na koniec chciałbym zapytać, jaki zawodnik jest wzorem Piotra Trepki? Kogo starasz się podpatrywać?
- Szczerze mówiąc, nie mam konkretnego wzoru. Kiedyś był nim Scottie Pippen, jeden z najbardziej wszechstronnych graczy, jacy kiedykolwiek grali. Moim celem zawsze była taka właśnie gra. Obecnie na mojej pozycji najbardziej podoba mi się gra Chira Paula, Steva Nasha i Jasona Kidda.