Adam Popek: Rozmawiam z panem już jako z graczem włocławskiego Anwilu. Dotarł do pana fakt, że jest częścią jednego z najlepszych klubów ostatniej dekady?
Marcin Nowakowski: Generalnie już troszkę czasu minęło odkąd podpisałem kontrakt, więc można powiedzieć, że oswoiłem się z tą myślą. Teraz pozostaje mi już tylko rozpocząć przygotowania do gry w niewątpliwie jednym z najlepszych klubów w Polsce.
Nie da się ukryć, że w pana karierze jest to spory awans. Pan też tak do tego podchodzi?
- Na pewno tak. Nie zapominajmy jednak, że dochodziłem do tego stopniowo, krok po kroku. Najpierw bowiem grałem w klubie drugoligowym, potem dopiero przeszedłem do ekstraklasowego zespołu Polonii, w którym spędziłem okrągłe 3 lata. Jak widać, w tym czasie poczyniłem na tyle duże postępy, że zwróciłem na siebie uwagę tak dużego klubu i mogłem w nim znaleźć zatrudnienie.
Można powiedzieć, że przenosiny do Anwilu to taka nagroda za ostatni dobry sezon w pana wykonaniu.
- Z całą pewnością, choć uważam, że jest to nagroda za te wszystkie trzy lata spędzone w Polonii i wykonaną w tym czasie ciężką pracę. Teraz jednak nie można się tym zachłysnąć, tylko muszę potwierdzić, że ta praca nie poszła na marne. Muszę udowodnić, że dam sobie radę również w Anwilu i zrobię wszystko, by w jego barwach grać jeszcze lepiej.
Rok temu jednak trudno było się spodziewać takiej eksplozji talentu z pana strony, chociażby dlatego, że Polonia jako zespół skazywana była na pożarcie.
- Zgadza się. Przed minionym już sezonem mało kto stawiał na nasz zespół. Ludzie mówili, że mamy zbyt słaby skład i nie sprostamy trudom, jakie niesie za sobą gra w Tauron Basket Lidze. Rzeczywistość okazała się jednak o wiele bardziej dla nas przyjazna. Mieliśmy szansę zagrać nawet w fazie play off, a ja poradziłem sobie ze swoją rolą rozgrywającego i teraz możemy się chyba tylko z tego cieszyć.
Co sprawiło, że tak dobrze wkomponował się pan do gry zespołu?
- Trzeba otwarcie powiedzieć, że dużą rolę odegrał w tym trener Wojciech Kamiński, który od początku konsekwentnie na mnie stawiał. Dał mi szansę gry jak pierwsza "jedynka", dzięki czemu w drużynie czułem się bardzo komfortowo. Sprawiło to, że mogłem rozegrać ten sezon na tak dobrym poziomie i poradziłem sobie z odpowiedzialnym zadaniem, jakim niewątpliwie jest gra na pozycji rozgrywającego.
No właśnie, trenerowi Kamińskiemu chyba wiele pan zawdzięcza ze względu na to, że obdarzył pana tak dużym zaufaniem?
- Tak, zawdzięczam mu naprawdę bardzo wiele, w końcu to właśnie on nie bał się na mnie postawić. Dziękuję mu za te wszystkie lata współpracy, za to, że tak pokierował moim rozwojem. Bez wątpienia pomógł mi dojść do poziomu, w którym jestem obecnie,
Mimo młodego wieku i braku doświadczenia na parkiecie imponował pan odwagą i odpowiedzialnością. Tych cech chyba wielu może panu pozazdrościć?
- To są bardzo ważne cechy, biorąc pod uwagę fakt, że rozgrywający to osoba, która na parkiecie decyduje o wielu rzeczach i ma spory wpływ na przebieg gry. Na mojej pozycji to wręcz bezcenne, więc myślę, że nie raz pomogło mi to w czasie meczowej rywalizacji.
Czy właśnie to zaważyło na tym, że to był dla pana tak dobry sezon?
- Ciężko jednoznacznie określić, co tak naprawdę na tym zaważyło. Myślę, że tych czynników było zdecydowanie więcej i to wszystko złożyło się na taką, a nie inną serię gier w moim wykonaniu. To chyba było efektem składowej tych większych i mniejszych czynników.
Fakt przenosin do Anwilu może uznać pan za osobisty sukces?
- Oczywiście. Już samo to, że taki klub jak Anwil zwrócił na mnie uwagę jest sporym wyróżnieniem. A gdy do tego dodamy jeszcze fakt, że będę miał okazję w nim grać, to tym bardziej można być szczęśliwym. Dla zawodnika to wielka nobilitacja i teraz ode mnie zależy, czy wykorzystam tak wielką szansę. Mogę obiecać, że zrobię wszystko, by tak się stało.
Polonia jednak to klub, który nie zrzesza wokół siebie wielkiej liczby fanów i z reguły walczy zaledwie o utrzymanie. W Anwilu z pewnością będzie ciążyć na panu większa presja.
- Myślę, że jestem w stanie sprostać temu wyzwaniu. Nie jest to przecież moja pierwsza styczność z dorosłą koszykówką. Na tym poziomie gram już od trzech lat i wydaje mi się, że przyszedł najwyższy czas, by zagrać o coś więcej. Jestem dobrej myśli.
W minionym sezonie spędzał pan na parkiecie średnio ponad 25 minut. Liczy się pan z tym, że u trenera Mutapcicia może już nie być tak komfortowo pod tym względem?
- Na pewno. Tak jak Pan już wcześniej wspominał, Anwil to wyższa półka. Włocławianie co roku grają o najwyższe cele i z pewnością to wszystko wygląda nieco inaczej. Będę jednak robił wszystko, by przekonać trenera do siebie. Liczę, iż moje starania poparte ciężką pracą sprawią, że trener obdarzy mnie zaufaniem i dostanę od niego możliwie jak najwięcej minut do gry.
Nadchodzący sezon będzie dla pana pod wieloma względami przełomowy. W Polonii był pan jeszcze „młody i zdolny”, a w Anwilu z pewnością nie będzie taryfy ulgowej i każdy będzie wymagał gry na najwyższym poziomie.
- Ale ja jestem o tym przekonany i wydaję mi się, że jestem też gotowy, by sprostać temu wyzwaniu. Tak jak już wspomniałem, pozostaje mi skupić się na swojej roli i robić wszystko, by spełnić pokładane we mnie nadzieję oraz wykorzystać daną mi szansę.
Anwil w nadchodzącym sezonie będzie chciał zatrzeć złe wrażenie z minionej edycji rozgrywek. Można powiedzieć, że ponownie walczycie o Mistrzostwo?
- Anwil zawsze walczy o Mistrzostwo. W zeszłym sezonie nie udało się osiągnąć oczekiwanego rezultatu, ale to jest sport. Nie zawsze wszystko układa się tak, jak każdy tego oczekuje. W związku z tym jestem pewien, że już za kilka miesięcy rozpoczniemy wielką batalię o złoto.