Nowy zespół, nowy sezon, ale cel pewnie ten sam, co przed rokiem?
- Cele jak zwykle szczytne, czyli chcielibyśmy znów powalczyć o awans. Póki co jednak dla nas najważniejszy jest sezon zasadniczy i zajęcie jak najlepszego miejsca do walki w play-off. Najlepsze jest oczywiście pierwsze miejsce i będziemy chcieli z tej pozycji przystąpić do decydującej fazy sezonu. Naszym marzeniem jest, by zespół wygrywał w każdym meczu.
Po raz kolejny jednak praktycznie budujecie zespół od podstaw. Może warto było zrobić ewolucję, a nie rewolucję?
- Chcieliśmy trochę świeżości, nie tylko w zespole, ale w ogóle w naszym klubie. Za dużo mieliśmy już osób, które dużo obiecały, a nic nam nie dały. Stwierdziłem, że musimy nabrać świeżości, nowego spojrzenia na koszykówkę i nowego pomysłu.
No właśnie, trener Andrzej Kowalczyk preferuje nieco inną koszykówkę niż to co oglądaliśmy w poprzednim sezonie, kiedy zespół prowadził Dusan Radović...
- Zgadza się. Obecnie widzimy inną koszykówkę. Powiem szczerze, że ciężko mi się to ogląda, bo jest sporo chaosu w tej grze. Myślę jednak, że koncepcja jest dobra, a ten chaos wychodzi z tego, że zespół jest jeszcze niezgrany. Wierzę, że w tym sezonie nam się powiedzie.
Nie przestraszyły jednak pana te przedsezonowe porażki poniesione chociażby na turnieju w Twardogórze?
- Nie nastawialiśmy się tam na wygrane. Doświadczenie z wielu lat pokazało, że sparingi są właśnie po to, by przetestować wszystkie możliwości taktyczne, różne zagrywki i ustawienia zawodników, a także dać pograć tym, którzy w sezonie mają mniej minut na boisku. W sparingach graliśmy całą ławką. W meczach ligowych nie będzie możliwości, by ósmy czy dziewiąty zawodnik mógł zagrać 40 minut na boisku. Robią to w meczach turniejowych. Tam wynik nie jest ważny, a najważniejsze jest zgrywanie drużyny.
Doświadczenie z ekstraklasy trenera Andrzeja Kowalczyka czy Wojciecha Żurawskiego ma pomóc w wywalczeniu awansu do pierwszej ligi?
- Wydaje mi się, że koszykówka, którą teraz gramy jest dużo swobodniejsza. Zawodnicy mają większą swobodę gry, a doświadczenie wyniesione także z ekstraklasy powoduje, że potrafią oni to wykorzystać. Mam nadzieję, że doświadczenie trenera Kowalczyka, a także naszych koszykarzy zaprocentuje.
Jak pan przyjął podział na grupy w drugiej lidze dokonany przez Polski Związek Koszykówki, że kluby z miast oddalone od siebie o 30 kilometrów grają w dwóch różnych grupach? Żal trochę, że nie będzie derby ostrowsko - pleszewskich?
- Powiem szczerze, że kilka razy interweniowałem w Polskim Związku Koszykówki z prośbą o przeniesienie nas z powrotem do grupy B. Po pierwsze ze względu na wyjazdy, które w grupie A mamy znacznie dalsze niż tam, gdzie dotychczas graliśmy. Po drugie ze względów marketingowych gra w grupie B była dla nas korzystniejsza. Wiadomo, że derby z Ostrowem czy z Wrocławiem, które mają także silne zespoły, byłyby świetnymi widowiskami. Bardzo zależało nam na tym, by grać takie mecze. Natomiast odpowiedź z Polskiego Związku Koszykówki była taka, że podział na grupy to nie jest... koncert życzeń.
Ale za to może trochę łatwiej będzie wywalczyć awans? Grupa A nie wygląda tak groźnie, jak kilka drużyn z grupy B...
- Może i tak. Nie znamy jednak do końca tych zespołów, bo są to nowe drużyny dla nas. Ciężko powiedzieć, czego spodziewać się po tych rywalach. Druga sprawa tego medalu jest taka, że nam wcale nie zależało na tym, by sukces w postaci awansu osiągnąć jakąś prostszą drogą. Jeżeli tak to się stanie, to wykorzystamy ją na pewno.
Może za rok derby ostrowsko - pleszewskie wrócą w pierwszej lidze?
- Mam taką nadzieję. Zanim jednak dojdzie do takiej ewentualności, rozegramy derbowe mecze towarzyskie jeszcze w tym sezonie. Rozmawiałem już z Pawłem Matuszewskim, głównym sponsorem ostrowskiej drużyny i ustaliliśmy, że przy okazji świąt Bożego Narodzenia, rozegramy zarówno w Pleszewie jak i Ostrowie mecze charytatywne, z których dochód zostanie przekazany na dom dziecka. Derby na pewno się odbędą, ale one nie zaważą na wynikach w lidze, bo gramy w różnych grupach. Kto wie, może się spełnić także czarny scenariusz i Open Florentyna Pleszew i BM Węgiel Stal Ostrów spotkają się jeszcze w barażach?
Oparł pan zespół w dużej mierze na graczach z przeszłością ekstra i pierwszoligową. Trudniej zbudować taką drużynę pod względem finansowym? Musieliście zwiększyć budżet?
- W tym roku trochę inaczej prowadziliśmy negocjacje. Bardzo długo było o nas cicho. Negocjacje były przeprowadzone profesjonalnie, co poskutkowało tym, że mamy budżet na podobnym poziomie, co w poprzednim sezonie, a niektórych zawodników o klasę lepszych.
Wzrosną jednak koszty wyjazdów, bo kilka jest naprawdę dalekich. Byliście na to przygotowani?
- Tego akurat nie przewidzieliśmy przy budowie budżetu, dlatego już teraz staramy się pozyskiwać nowych sponsorów i zwiększać finanse, żeby załatać tę dziurę, która pojawi się przy okazji dalszych, za pewne dwudniowych wyjazdów. Nie wyobrażam sobie, żeby zawodnicy jechali osiem godzin w autobusie, a później grali mecz. Konieczne więc będą wyjazdy dzień wcześniej i noclegi. Koszty więc zwiększą się, ale poradzimy sobie z tym. Przychylność sponsorów jest, więc damy radę.
Inauguracja ligi w Pleszewie będzie kilka dni później, 28 września. Dlaczego?
- Ze względu na Trefl Sopot, który wystosował prośbę do nas i PZKOSZ-a o przełożenie tego pierwszego meczu z uwagi na występ kilku swoich graczy w turnieju U-20. Trefl nie mógłby przyjechać do Pleszewa w pełnym składzie albo w ogóle miałby problemy ze skompletowaniem drużyny. Nie chcemy sezonu zaczynać od walkoweru. Przychylność PZKOSZ-a była od razu, naszego klubu również. Szkoda, że inauguracja nastąpi w dzień powszedni, bo może przyciągnąć na trybuny mniej kibiców, ale ze względów sportowych, musieliśmy się na to zgodzić.