Po trzech kwartach pierwszego finałowego spotkania w Minneapolis był remis. Decydującą część meczu gospodynie rozpoczęły jednak od serii 13:0 i to okazało się kluczem do wygrania pierwszego meczu o miano najlepszej drużyny WNBA. - To niesamowite - powiedziała tuż po meczu Rebekkah Brunson, najlepsza zawodniczka Rysic. - Tak my, jak i całe to miasto oraz nasi kibice, jesteśmy podekscytowani tymi finałami. W tym meczu fani niesamowicie nam pomogli i to była wielka przyjemność grać i wygrać dla nich.
- Wiedziałyśmy, że w końcu nasz run musi przyjść i przyszedł w najbardziej odpowiednim momencie, czyli na początku decydującej kwarty - dodała z kolei Lindsay Whalen, rozgrywająca Lynx.
Po stronie Dream tradycyjnie nie do zatrzymania była Angel McCoughtry. W ostatniej ćwiartce liderka teamu z Atlanty nie mogła jednak liczyć na wsparcie innych, a to oznaczało porażkę przy zdecydowanie równiej grająco gospodyniom. Do sukcesu zabrakło z pewnością punktów Sancho Lyttle (0 punktów w całym meczu) oraz... - Popatrzcie wszyscy na zbiórki. Bez dwóch zdań potrzebujemy jej! - grzmiała po spotkaniu Lindsay Harding. O kim mowa? O podstawowej środkowej, czyli Erice DeSouzie, która aktualnie przebywa razem ze swoją reprezentacją na turnieju kwalifikacyjnym do przyszłorocznych Igrzysk Olimpijskich.
Bez DeSouzy w składzie Dream przegrały walkę na tablicach aż 40:28, a jeśli chodzi o zdobycze punktowe "z pomalowanego", to Rysice wygrały tą rywalizację aż 52:30.
Minnesota Lynx - Atlanta Dream 88:74 (14:18, 22:21, 26:23, 26:12)
(Rebekkah Brunson 26 (11 zb), Seimone Augustus 22, Lindsay Whalen 15 - Angel McCoughtry 33, Lindsay Harding 20, Iziane Castro Marques 10)
Stan rywalizacji: 1:0 dla Minnesoty Lynx