- Na pewno był to mecz walki. Chcieliśmy pokazać, że jesteśmy zespołem, który może rywalizować z najlepszymi. Wiadomo, że Rosa w tym sezonie walczy o awans. Wzmocnili się uznanymi zawodnikami. My z kolei takich gwiazd nie mamy. Myślę, że mamy coś cenniejszego, czyli serce do gry - ocenił po sobotnim spotkaniu kapitan Spójni.
Kluczem do sukcesu podopiecznych Tadeusza Aleksandrowicza, nie po raz pierwszy, okazała się defensywa. W ciągu pierwszych dziesięciu minut Rosa zdołała rzucić tylko cztery punkty. Później było już trochę lepiej, lecz końcowy rezultat, w którym stargardzianie zamknęli rywala w granicy pięćdziesięciu oczek mówi sam za siebie. - Gramy mocno w obronie. Zrealizowaliśmy wszystkie zadania założone przez trenera. Trochę zabrakło nam koncentracji w końcówce meczu, ale zawodnicy, którzy byli na parkiecie zachowali mądrość koszykarską. Graliśmy długie akcje tak, żeby przeciwnicy mieli jak najmniej czasu na odrobienie strat. Bardzo się cieszymy, że pewnie, zasłużenie pokonaliśmy Rosę. To podbuduje nas na przyszłość, bo zaczynamy wierzyć, że w tym sezonie możemy pokazać się z dobrej strony - cieszy się Grudziński, który miał nie mały wkład w końcowy sukces. Center Spójni szalał pod tablicami, notując piętnaście zbiórek. W prestiżowym pojedynku dwóch wychowanków Spójni Grudziński nie dał też szans Pawłowi Wiekierze kilkakrotnie zatrzymując go w pierwszej połowie. Po przerwie Wiekiera już praktycznie nie pojawił się na parkiecie. - Przede wszystkim nastawialiśmy się na agresywną grę w obronie. Nie kalkulowaliśmy, kto będzie miał przewagę, jaki rezultat osiągniemy do przerwy. Po prostu mieliśmy narzucić swój styl gry i to nam się udało. Rosa była zaskoczona naszą postawą i dlatego taka duża przewaga. W drugiej połowie było widać, że wyciągnęli trochę wniosków i ich gra wyglądała lepiej - przyznał zapytany o dwa różne oblicza swojej drużyny.
Oprócz obrony kluczem do sukcesu stargardzkiego teamu okazała się świetna gra wysokich. W poprzednich meczach akcent zdobywania punktów był bardziej przeniesiony na obwód, a sobotni mecz od trafień, również z dystansu, rozpoczęli Grudziński i Łukasz Bodych, który mimo zaledwie czternastu minut na parkiecie został najlepszym strzelcem Spójni. Ważna okazała się też rotacja, gdyż intensywna gra kosztowała podkoszowych Spójni wiele sił i przewinień. - Ktoś mi przed meczem powiedział, jakich oni mają wysokich, że będziemy się musieli mocno natrudzić. To oni musieli się natrudzić. My się nikogo nie boimy. Trener przez cały czas nam powtarza, że lepiej grać trzy minuty, dać z siebie wszystko i usiąść na ławce odpocząć niż przebywać na parkiecie przez osiem minut nie angażując się w pełni w grę. Ciągłe rotacje wywierały presję na gości. Obrona mogła być na wysokim poziomie, co zadecydowało o zwycięstwie - przyznał doświadczony koszykarz.
Stargardzianie lepszego startu nie mogli sobie wymarzyć. Pewnie wygrali dwa pierwsze mecze, a terminarz zdaje się im sprzyjać. Za tydzień Spójnia wyjeżdża na pojedynek z borykającymi się z różnymi kłopotami Sudetami Jelenia Góra. Dwa kolejne spotkania ekipa z Pomorza Zachodniego rozegra na własnym parkiecie, a przeciwnicy w postaci SKK Siedlce i POLOmarket Sportino Inowrocław również nie rzucają na kolana. Zespół z nad Iny może, więc jeszcze przez długi czas nie zaznać goryczy porażki. - Teoretycznie tak może być - przyznał zapytany o ten fakt Grudziński. - Wiadomo, że zagraliśmy dwa bardzo ważne spotkania. Na wyjeździe z beniaminkiem, gdzie zawsze gra się trudno. Teraz wygraliśmy z pretendentem do awansu. Sudetów Jelenia Góra też nie możemy lekceważyć. Będziemy chcieli udowodnić swoją klasę i nie zmarnować tego, co wypracowaliśmy w pierwszych dwóch kolejkach - zakończył.