Trzeba umieć pokazać swoją wyższość - rozmowa z Katarzyną Krężel, zawodniczką Wisły Can-Pack Kraków

W minioną środę krakowska Wisła odniosła swoje pierwsze zwycięstwo w tegorocznej edycji Euroligi. O wrażeniach z tego spotkania, popełnianych błędach i planach na kolejne tygodnie portalowi SportoweFakty.pl opowiada skrzydłowa Katarzyna Krężel.

Adam Popek: Za wami już pierwszy mecz w tegorocznej edycji Euroligi. Pomijając kilka mankamentów, chyba można powiedzieć, że najważniejszy cel został osiągnięty?

Katarzyna Krężel: Myślę, że tak. Powszechnie wiadomo, że początki nigdy nie są najłatwiejsze, a dla nas pojedynek z Good Angels był właśnie inauguracją kolejnego etapu, jakim jest Euroliga. W związku z tym też bardzo się cieszę, że wyszłyśmy z tej konfrontacji zwycięsko i na wejściu zainkasowałyśmy komplet punktów. Mam jednak świadomość, że poziom naszej gry nie był najwyższy i sądzę, że jeszcze troszkę czasu musi minąć zanim osiągniemy ten maksymalny pułap. Teraz czas treningów musimy poświęcić na to, by jak najlepiej zgrać się jako kolektyw. Nie da się ukryć, że dziewczyny, które występowały w WNBA były i poniekąd też nadal są na nieco innym poziomie niż my i to wszystko trzeba teraz wyrównać. Tym bardziej, że między sezonami dołączyło do nas kilka nowych zawodniczek, które również muszą nauczyć się jak najlepiej funkcjonować z całą resztą. Gdy do tego uda nam się jeszcze poprawić kilka elementów, które w minionych dniach szwankowały, to myślę, że będzie naprawdę pozytywnie.

GALERIA: Wisła Can-Pack Kraków - Good Angels Koszyce 52:45

Spodziewałyście się tak trudnej przeprawy ze słowackim zespołem?

- Absolutnie nie był to łatwy mecz i wiedziałyśmy, że nie będzie to dla nas spacerek. Na pewno trochę brakowało nam Eweliny Kobryn, która jest bardzo ważnym ogniwem zespołu i niełatwo ją zastąpić. Myślę, że jej absencja nawet nieco ułatwiła zadanie naszemu przeciwnikowi. Niemniej jednak starałyśmy się walczyć o swoje i nie zważać na przeciwności. A że zwycięstwo nie przyszło łatwo? Doskonale widać to nawet po końcowym rezultacie, który tym razem był bardzo niski. Dlatego też należy docenić to, że po końcowej syrenie to my mogłyśmy cieszyć się z wygranej, bo w takich sytuacjach również trzeba umieć pokazywać swoją wyższość.

Spotkanie ze Słowaczkami śmiało można określić, jako pojedynek obrony. Obie drużyny postawiły bowiem przede wszystkim na defensywę, co z kolei negatywnie wpłynęło na widowiskowość meczu.

- Było to efektem tego, że oba zespoły uznały, iż najważniejsza jest właśnie defensywa i bronienie dostępu do własnego kosza. Zresztą takie podejście doskonale obrazuje końcowy rezultat i wyniki poszczególnych kwart. W tym wszystkim jednak ważne jest to, że potrafiłyśmy przystosować się i do takich warunków. Mając na uwadze fakt, że po raz kolejny zawiodła skuteczność rzutów spod kosza, obrona po prostu musiała być formacją, która niwelowała te błędy. W naszym przypadku tak się stało i dlatego to Wisła wyszła z tej konfrontacji z tarczą. Jednakże musimy pamiętać też, że nie zawsze taki scenariusz okaże się szczęśliwy. By móc grać na poziomie, jakiego od siebie oczekujemy musimy jeszcze popracować nad zbiórkami w ataku, bo to też jak się okazało jest naszym mankamentem.

To jest akurat zastanawiające, bo mogłoby się wydawać, że w strefie podkoszowej Wisła posiada największy potencjał.

- Zgadza się, ale nie potrafię w prosty sposób wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje. Być może jest to dla nas jakiś gorszy okres, który powoduje, że nie wykorzystujemy w pełni umiejętności, jakie posiadamy. A może też jest to kwestia słabszej koncentracji, co na formę sportowca zawsze ma przełożenie. Trudno jednoznacznie powiedzieć, aczkolwiek myślę, że każdy z tych czynników może po trosze oddziaływać na naszą postawę.

Pozytywnym aspektem tego meczu jest natomiast to, że w przeciwieństwie do wcześniejszych konfrontacji nie przespałyście pierwszych fragmentów spotkania, dzięki czemu też nie musiałyście później odrabiać strat.

- Tak, to prawda. Uważam, że w tym wypadku zadziałała świadomość stawki, jaką niosło za sobą to spotkanie. Wiedziałyśmy od początku, że to będzie bardzo trudna przeprawa i aby wygrać musiałyśmy być skupione na boiskowych wydarzeniach od pierwszej do ostatniej sekundy. Ta sztuka raczej nam się udała i możemy być z tego tytułu tylko zadowoleni. A wiadomo, że nikt nigdy meczu nie odda za darmo, więc takie nastawienie nie powinno dziwić. Poza tym chciałyśmy udowodnić, że na naszym parkiecie nikt nie ma prawa z nami wygrać, co wyzwalało dodatkową mobilizację. Jestem zatem przekonana, że za każdym razem jeśli tylko odpowiednio się skoncentrujemy, to możemy osiągać korzystny rezultat. Niezależnie od tego, kto stoi naprzeciwko nas.

Po raz pierwszy pod dłuższej przerwie w zespole wystąpiła także Erin Phillips. Trudno wam się na początku współpracowało?

- Nie nazwałabym tego trudnością. Bardziej brakuje nam takiego dotarcia, dzięki któremu mogłybyśmy funkcjonować bez najmniejszych oporów. Cieszę się jednak, że Erin rozegrała kilka ważnych akcji, biorąc na siebie odpowiedzialność w newralgicznych momentach, bo to całej drużynie dodało skrzydeł. Zresztą jej poczynania akurat na pewno w dużym stopniu przyczyniły się do tego pierwszego w tym sezonie zwycięstwa w europejskich pucharach. A prawdą jest, że większość z nas grała już z Erin w minionej edycji rozgrywek, więc wiedziałyśmy czego możemy się spodziewać po sobie nawzajem.

Oby zatem to zgranie pojawiło się jak najszybciej, bo już w przyszłym tygodniu czeka was niezwykle trudny pojedynek w Moskwie z miejscowym Spartakiem, który jest notabene głównym faworytem naszej grupy.

- Zgadza się, rosyjski zespół jest bez wątpienia bardzo silny i w jego szeregach gra bardzo wiele klasowych zawodniczek. W związku z tym też do Moskwy musimy się udać w pełni skoncentrowane i walczyć na parkiecie o każdą piłkę, każdy punkt. Tylko takie nastawienie może nam pomóc w osiągnięciu sukcesu. A jeśli to się nie uda, to przynajmniej chciałybyśmy zaprezentować się na tyle pozytywnie, by to spotkanie było dla nas motywacją do dalszej walki, zarówno w Eurolidze, jak i polskiej ekstraklasie.

Komentarze (0)